Wydania polityki

Specjalna oferta. Pakiet Premium 30% taniej.

Czytaj co miesiąc nowe cyfrowe wydanie specjalne.

SUBSKRYBUJ
Świat

Zełenskiego nazwał Putinem. Biden znów popełnił kilka gaf, ale upiera się przy kandydowaniu

Joe Biden, 11 lipca 2024 r. Joe Biden, 11 lipca 2024 r. Leah Millis / Reuters / Forum
Zełenskiego omyłkowo nazwał Putinem, a Kamalę Harris Trumpem. W czasie długo wyczekiwanej konferencji Biden wypadł lepiej niż w debacie telewizyjnej, ale nie rozwiał wątpliwości o możliwym wycofaniu się z wyścigu do Białego Domu.

Podczas długo oczekiwanej konferencji prasowej na zakończenie szczytu NATO w Waszyngtonie prezydent Joe Biden wypadł lepiej niż w czasie debaty z Donaldem Trumpem dwa tygodnie temu. Nie na tyle jednak, by rozproszyć wątpliwości co do swojej słabnącej kondycji fizycznej i umysłowej. Konferencja posłuży zapewne jako argument tym, którzy nie chcą jego rezygnacji z walki o reelekcję, ale nie uciszy nasilających się w Partii Demokratycznej apeli, by się z niej wycofał.

Zełenskiego nazwał Putinem

Przed konferencją – spóźnioną o godzinę – odbyło się finalne spotkanie przywódców Sojuszu poświęcone wojnie w Ukrainie. Biden przemawiał przed Wołodymyrem Zełenskim i przedstawił go słowami: „Oddaję głos ukraińskiemu prezydentowi Putinowi”. Po chwili się poprawił, tłumacząc, że pomylił się, gdyż często myśli ostatnio o prezydencie Rosji.

W dłuższym oświadczeniu na początku spotkania z dziennikarzami Biden zapewnił, że pod jego kierownictwem USA „nigdy nie opuszczą” Ukrainy. Jak zauważył, Trump sygnalizuje zmianę polityki w sprawie wojny i „nie czuje się związany art. 5 NATO”, obowiązującym wszystkie kraje Sojuszu do przyjścia z pomocą krajowi członkowskiemu będącemu ofiarą agresji. Dalszy wywód był przypomnieniem sukcesów jego administracji na froncie krajowym i zagranicznym oraz podkreślaniem, że jeśli Trump dojdzie ponownie do władzy, zaprzepaści wszystkie te osiągnięcia.

Zebrani w Białym Domu reporterzy przede wszystkim usiłowali się dowiedzieć, czy prezydent obstaje przy decyzji o kandydowaniu, chociaż według sondaży ma minimalne szanse na zwycięstwo. Biden zażarcie jej bronił. „Jestem najbardziej wykwalifikowaną osobą, by ubiegać się o prezydenturę”, powiedział. Zapytany, czy podda się neurologicznemu testowi sprawności intelektualnej, odparł, że jest „testowany każdego dnia” – w swoim działaniu na urzędzie – ale „jeśli lekarze powiedzą, że mam jakieś problemy”, zgodzi się być w ten sposób przeegzaminowany.

Kwestionował jednocześnie wiarygodność sondaży wskazujących, że 60–70 proc. Amerykanów – w tym większość wyborców demokratycznych – wolałaby, by kto inny w Partii Demokratycznej kandydował do Białego Domu. Stwierdził też, że doniesienia, jakoby nie był w stanie pełnić funkcji prezydenckich wieczorami, „są nieprawdziwe”. Z Białego Domu wyciekła bowiem wiadomość, że po godz. 20 jest zbyt zmęczony.

Czytaj też: Czy wiek Bidena okaże się jego największym obciążeniem przed wyborami?

Kamalę Harris nazwał Trumpem

Korespondent Polskiego Radia Marek Wałkuski wspomniał o dominujących za granicą obawach, że wybory wygra Trump, i zapytał, czy „Europa pozostanie wtedy sama”. Biden oświadczył, że od żadnego z przywódców sojuszniczych państw „nie usłyszał, żeby nie kandydował”. I powtórzył, że „jest osobą najlepiej przygotowaną” do roli amerykańskiego prezydenta.

Jak zauważył jeden z reporterów, głosy, aby zrezygnował, słychać „nie od jego wrogów, tylko od przyjaciół”. To ich zdaniem ryzykuje, że „jego dziedzictwem okaże się przegrana z kimś, kto nie nadaje się na prezydenta”. Odpowiedź Bidena: „Nie kandyduję dla swego dziedzictwa, tylko po to, by dokończyć zadania, których się podjąłem”.

Kilka pytań dotyczyło najważniejszych dziś problemów międzynarodowych, jak – poza rosyjską napaścią na Ukrainę – wojna Izraela w Gazie i konflikt z Chinami, które pomagają Rosji. Biden, były senator i wiceprezydent, długoletni przewodniczący senackiej komisji spraw zagranicznych, mówił o tym długo i kompetentnie, wykazując się jak zawsze ogromną wiedzą i doświadczeniem. Jego wywód rwał się jednak, stawał niespójny, prezydent nie kończył wątku, zbaczał w niepotrzebne dygresje, a mówiąc cicho i niewyraźnie, stawał się trudno zrozumiały. „Treść wspaniała, styl nie bardzo” – ocenił w CNN były doradca Billa Clintona Paul Begala.

Biden popełnił też kolejną tego dnia gafę. Powiedział: „Nie mianowałbym Trumpa wiceprezydentem, gdybym miał wątpliwości co do jego kwalifikacji”, mając oczywiście na myśli Kamalę Harris. Pytało go o nią kilkoro dziennikarzy, gdyż to ją właśnie wymienia się jako najbardziej prawdopodobną kandydatkę w razie jego rezygnacji. Biden przypomniał jej zaangażowanie w walkę o prawa kobiet, w tym prawo do aborcji.

Czytaj też: Potwierdzają się najgorsze obawy. Pora przygotować strategię na Trumpa 2.0. I zapiąć pasy

Czy Demokraci mają „plan B”?

Kwadrans po briefingu Jim Hymes, kolejny kongresmen Partii Demokratycznej, wezwał prezydenta do rezygnacji z reelekcji. Liczba demokratycznych członków Izby Reprezentantów, którzy publicznie o to zaapelowali, wzrosła tym samym do 15. Wielu innych wyraża podobno takie życzenie prywatnie. Dwóch senatorów i dwóch gubernatorów powiedziało, że Biden nie ma szans na wygraną, chociaż wstrzymali się przed wezwaniem go do ustąpienia.

Do rezygnacji wzywa go coraz więcej celebrytów ze świata popkultury, m.in. aktorzy Michael Douglas i George Clooney. Ten ostatni to także jeden z największych sponsorów Partii Demokratycznej w Hollywood i przyjaciel Baracka Obamy.

Przed konferencją prasową pojawiły się doniesienia, że demokratyczni przywódcy Kongresu: Hakim Jeffries w Izbie Reprezentantów i Charles Schumer w Senacie, oraz była przewodnicząca Izby Nancy Pelosi gorączkowo naradzają się z ludźmi prezydenta w Białym Domu nad „planem B”, tzn. ewentualnością zastąpienia go alternatywnym kandydatem lub kandydatką. Wywołało to wrażenie, że Biden wycofa się z walki na dniach, może nawet w najbliższy weekend.

Konferencja prawdopodobnie odsunie to w czasie, choć nie wiadomo, na jak długo. Gafy, niekoherentne czasem wypowiedzi Bidena i jego mamrotanie to nic nowego, czwartkowy występ nie był tak kompromitujący jak debata z Trumpem. Argumentem dla uporu prezydenta mogą się też stać wyniki niektórych sondaży wskazujących, że gdyby wybory odbyły się dziś, szanse jego i Trumpa są mniej więcej wciąż równe.

Chodzi tu jednak o wybory w całym kraju, natomiast najważniejsze są prognozy w kilku stanach swingujących (przede wszystkim Michigan, Wisconsin, Pensylwania, Arizona i Georgia). W 2020 r. wygrał w nich Biden, obecnie prowadzi zdecydowanie Trump. W dodatku wszystkie sondaże wskazują, że przeważająca większość Amerykanów – nawet wyborców demokratycznych – chce, aby Bidena zastąpił w roli kandydata ktoś inny.

Według niektórych komentatorów Biden zmienił trochę ton swoich deklaracji o pozostaniu w wyścigu na bardziej pojednawczy. Jak się zauważa, przyznał, iż obawy niektórych jego wyborców są zrozumiałe, i nadal będzie przekonywał ich o słuszności swojej decyzji. Przeważa jednak opinia, że naciski, by się wycofał, nie ustaną.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Seks bez zobowiązań: tylko dla dorosłych. Czy skłonność do „znajomości na raz” będzie rosnąć?

Do Polek i Polaków dociera, że można chodzić ze sobą do łóżka bez zobowiązań, bez stresu, dla chwili przyjemności. Zdaniem specjalistów takie podejście bywa niezwykle korzystne. Pod warunkiem że jest autentyczne (i pod kilkoma innymi).

Joanna Cieśla
19.07.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną