Świat

Joe Biden zapiera się i nadal kandyduje. Jego rezygnacja z wyborów to jednak kwestia czasu

Joe Biden wystąpił na wiecu w Madison w stanie Wisconsin, 5 lipca 2024 r. Joe Biden wystąpił na wiecu w Madison w stanie Wisconsin, 5 lipca 2024 r. Kyle Mazza / Anadolu/ABACAPRESS.COM / East News
Mimo nasilających się sygnałów, że coraz więcej wyborców i polityków jego partii nie chce, by ubiegał się o reelekcję, 81-letni prezydent wciąż nie zamierza się wycofać z wyścigu o fotel prezydenta USA. „Tylko Bóg Wszechmogący może mnie skłonić, bym zrezygnował” – oświadczył.

Wywiad udzielony czołowemu prezenterowi telewizji ABC News George’owi Stephanopoulosowi miał według Białego Domu pokazać, że chociaż 10 dni temu Biden fatalnie wypadł w debacie telewizyjnej z Donaldem Trumpem, było to tylko jednorazowe potknięcie. W rozmowie, która nie była nadawana na żywo, prezydent nie popełnił żadnej rażącej gafy i zaprezentował się lepiej niż podczas konfrontacji z Trumpem. W zgodnej opinii obserwatorów nie rozproszył jednak obaw o to, czy jego sprawność fizyczna i umysłowa pozwoli mu wygrać wybory.

„Miałem zły dzień”

Tak jak w debacie z Trumpem, w wywiadzie dla ABC News Biden mówił momentami w sposób niezrozumiały nawet dla Amerykanów, mamrocząc, chwilami zdawał się gubić wątek. Zapytany, czy obejrzał nagranie z debaty, odpowiedział: „Myślę, że nie... Nie”, a na pytanie, czy podda się testowi na zdolności kognitywne, odparł: „Codziennie zdaję taki test” – w domyśle: sprawując urząd prezydencki. Udzielił więc odpowiedzi negatywnej. Indagowany, dlaczego tak katastrofalnie wypadł w debacie 27 czerwca, wyjaśniał to rozmaitymi przyczynami, jak silne przeziębienie czy zmęczenie po niedawnych podróżach. Naciskany, powtórzył to, co mówi od kilku dni i co powtarzają jego rzecznicy w Białym Domu: „Miałem zły dzień”.

Żadne z tych wyjaśnień nie wytrzymuje krytyki. Debata Bidena z Trumpem odbyła się ponad tydzień po powrocie prezydenta z podróży zagranicznej, przygotowywał się do niej cztery dni razem z doradcami w Camp David. Sygnały pogarszania się jego umysłowej kondycji pojawiały się od dawna, Biały Dom od wielu miesięcy nie organizował zwyczajowych konferencji prasowych, żeby prawda o tym nie wyszła na jaw.

To tylko kwestia czasu?

W wywiadzie Stephanopoulos przypomniał mu, że sondaże ukazują rosnącą przewagę Trumpa, w tym przede wszystkim w kilku kluczowych w wyborach stanach „swingujących”. Zwrócił też uwagę, że coraz więcej członków Kongresu z Partii Demokratycznej wzywa go do ustąpienia z roli kandydata. Biden odpowiedział, że nie wierzy sondażom i wspomniał o demokratycznych politykach, którzy przekonują go, żeby nie kapitulował. Przypominał poza tym o swoich znanych osiągnięciach w ciągu ponad trzech lat prezydentury. Prezenter ABC News replikował: „Panie prezydencie, w wyborach nie chodzi o przeszłość, tylko o przyszłość”. Gdyby Biden wybory wygrał, pod koniec swej drugiej kadencji będzie miał 86 lat. Mimo to w wywiadzie powtarzał, że „tylko on” może pokonać Trumpa – chociaż sondaże wskazują, że niektórzy inni politycy demokratyczni mają co najmniej takie same lub większe szanse od niego.

Wcześniej tego samego dnia Biden wystąpił na wiecu w Wisconsin, gdzie przemawiał, czytając z telepromptera. Mówił, że chociaż „chcą mnie odsunąć”, w żadnym wypadku nie ma zamiaru się wycofać. Powtarza to niemal codziennie od czasu fatalnej debaty.

W Waszyngtonie dominuje jednak opinia, że jego rezygnacja jest tylko kwestią czasu. Kilku kongresmenów demokratycznych wezwało go już do tego publicznie. Jak podały media, senator Marc Warner z Virginii stara się zebrać grupę wpływowych członków Senatu, aby udali się do Białego Domu i przekonali Bidena, że dalsza jego kampania nie ma sensu. Do kapitulacji wzywa też prezydenta coraz więcej sponsorów partii, grożąc, że jeśli Biden pozostanie w wyborczym wyścigu, przestaną łożyć na konto demokratów.

Politycy partii argumentują, że narażając się na klęskę w starciu z Trumpem, pogrąży także szanse w tegorocznych wyborach demokratycznych kandydatów do Kongresu. A jeżeli republikanie utrzymają większość w Izbie Reprezentantów i zdobędą ją w Senacie, zwycięski Trump będzie mógł robić, co mu się żywnie podoba. Niedawna decyzja Sądu Najwyższego w sprawie immunitetu Trumpa od ścigania karnego, umacniająca władzę prezydenta, wskazuje, że instytucja ta – uchodząca za najważniejsze zabezpieczenie Ameryki przed autorytaryzmem – wyrzeka się tej roli. W SN konserwatyści mają przewagę nad liberałami w relacji sześciu do trzech.

Czytaj też: Trump winien, winien, winien... Co dla Ameryki i Bidena oznacza ten historyczny wyrok

Kto może zastąpić Bidena?

Stąd w USA nasila się chór spekulacji, jak Partia Demokratyczna wybrnie z tej sytuacji i znajdzie innego kandydata. Jeżeli Biden wycofa się przed przedwyborczą konwencją demokratów, zaplanowaną na połowę sierpnia, niektórzy politycy proponują „miniprawybory”, które miałyby wyłonić alternatywnego nominata partii. Jako kandydatów do tej roli wymienia się m.in. gubernatorów: Pensylwanii – Josha Shapiro, Illinois – Jay’a Pritzkera, Karoliny Północnej – Roy’a Coopera i Kentucky – Andy’ego Besheara, Michigan – Gretchen Whitmer oraz Kalifornii – Gevina Newsoma. Połowa tych stanów to stany „swingujące”, gdzie rozstrzyga się zwykle wynik wyborów, więc nominacja np. Shapiro lub Coopera, popularnych na swoim terenie, zwiększałaby ich szanse na pokonanie Trumpa.

Część demokratycznego establishmentu ostrzega jednak, że „miniprawybory” – unieważniające niejako wynik zakończonych już normalnych prawyborów, w których zwycięski Biden nie miał praktycznie konkurentów – grożą zaostrzeniem istniejących już od dawna podziałów i konfliktów w Partii Demokratycznej. Miałyby się one odbyć w drodze wirtualnego głosowania we wszystkich stanach, ale i tak musiałyby potrwać, więc rozwiązanie to ocenia się jako mało realne.

Dlatego część kierownictwa partii proponuje, by nowego, alternatywnego nominata znaleźć i ogłosić wcześniej przez aklamację. Jako kandydatkę do tej roli wymienia się tylko jedną osobę – wiceprezydentkę Kamalę Harris. Zdaniem większości komentatorów jest ona „naturalną” kandydatką do sukcesji po Bidenie. To ona może też automatycznie niejako przejąć niemal wszystkie fundusze zebrane przez Bidena na jego kampanię; inni będą mieli z tym problem. Według sondaży także Harris ma największe obecnie szanse na wygranie w wyborach z Trumpem. Na razie nieznacznie mu ustępuje, różnicą 2–3 proc., ale jest to różnica w granicach błędu statystycznego.

Niektórzy politycy demokratyczni, jak wpływowy kongresman James Clyburn, powiedzieli już, że jeśli Biden ustąpi, poprą wiceprezydentkę. Republikanie obawiają się już podobno, że czarnoskóra Harris będzie dużo trudniejszym przeciwnikiem dla Trumpa. Jako wiceprezydentka nie zbierała wprawdzie pomyślnych ocen, ale znana jest jako polityczka twarda w kampaniach wyborczych. Harris może w dodatku przyciągnąć wielu afroamerykańskich wyborców, którzy tradycyjnie popierają demokratów, ale których część w ostatnich latach przeszła na stronę Trumpa.

Jedno jest pewne. Im dłużej prezydent będzie się upierał i oświadczał, że nie wybiera się na emeryturę, blokując procedurę znalezienia alternatywnego kandydata, tym mniej będzie mieć on – lub ona – czasu na kampanię wyborczą, aby przekonać do siebie Amerykanów. Miejmy więc nadzieję, że Pan Wszechmogący, często przywoływany – zwykle żartem – przez Bidena, rychło powie mu, że czas odejść z godnością, dla dobra Ameryki i całego świata.

Czytaj też: Biden się potknął, prawica rzuciła się jak pies na kość
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną