Świat

Wybory we Francji. Czy Le Pen i Bardella sparaliżują europejski silnik? Polska musi być czujna

Bruksela obawia się, że w przypadku lepenistów nie uda się skręt w stronę głównego nurtu, którego dokonała postfaszytowska Giorgia Meloni we Włoszech. Bruksela obawia się, że w przypadku lepenistów nie uda się skręt w stronę głównego nurtu, którego dokonała postfaszytowska Giorgia Meloni we Włoszech. Blandine Le Cain / Flickr CC by 2.0
Partia Marine Le Pen jest obecnie przeciw wychodzeniu z eurostrefy i UE. Nadal chce odwrócenia decyzji z 2009 r. o wejściu Francji do struktur wojskowych NATO, ale – jak niedawno zadeklarował Bardella – dopiero po zakończeniu wojny w Ukrainie.

Bruksela milcząco wyczekuje drugiej tury wyborów we Francji za tydzień. Boi się, że w przypadku lepenistów nie uda się skręt w stronę głównego nurtu, którego dokonała postfaszytowska Giorgia Meloni we Włoszech.

Czytaj też: Le Pen ma złowieszczy plan? Co się o wyborach pisze na świecie

Le Pen, Bardella, Francja i Unia Europejska

Kohabitacja prezydenta Emmanuela Macrona i Jordana Bardelli, którego Marine Le Pen namaściła na premiera w razie uzyskania większości w Zgromadzeniu Narodowym (to okaże się po drugiej turze), to ryzyko paraliżu polityki Paryża na unijnym forum. Jak zwykle komentarzy i ostrzeżeń nie szczędzą członkowie europarlamentu; inne instytucje UE i przedstawiciele krajów UE bezsilnie wyczekują, co przyniesie głosowanie 7 lipca.

Macron, choć od dawna miał słabe notowania we Francji, był napędem francusko-niemieckiego tandemu, bez wsparcia którego trudno wyobrazić sobie poważne reformy i inicjatywy w UE. Również Polska liczyła na wspólną grę z Paryżem w rozwijaniu unijnych działań na rzecz obronności (przede wszystkim w przemyśle) i poszukiwania dodatkowych wspólnych źródeł finansowania inicjatyw zbrojeniowych. Kohabitacja z Bardellą, a nawet sam bardzo dobry wynik partii Le Pen bez większości rządowej może, jak słychać w Brukseli, odebrać wiarygodność wszelkim długoterminowym inicjatywom Macrona.

W razie kohabitacji prezydent reprezentowałby Francję na szczytach UE, gdzie decyduje się o strategicznych kierunkach działań Unii. W Radzie UE, która uchwala nowe prawo wspólnie z europarlamentem, Paryż reprezentowaliby ministrowie z rządu Jordana Bardelli.

W ostatnich dniach Bardella starał się łagodzić najbardziej kontrowersyjne punkty programu związane m.in. z UE. Niedawne zapowiedzi dotyczące jednostronnego wyjścia Francji z rynku energii elektrycznej UE zaczął opisywać jedynie jako postulat negocjacyjny. A żądania cięcia składki francuskiej do budżetu UE zaczęto przedstawiać jako coś podobnego do „rabatu brytyjskiego” wywalczonego w Brukseli przez premier Margaret Thatcher. To sugerowałoby chęć pójścia drogą Giorgii Meloni, której partia Fratelli d’Italia wyrosła na gruncie konserwatyzmu postfaszystowskiego, a mimo to dotychczasowe działania Rzymu na unijnym forum zmieściłyby się na prawym skrzydle prounijnej międzynarodówki Europejskiej Partii Ludowej, do której należą m.in. niemiecka chadecja, PO i PSL.

Tyle że włoscy postfaszyści zasiadali (i byli „oswajani”) w rządach od lat 90. i objęcie przez nich urzędu premiera nie było gwałtownym zerwaniem z rządami głównego nurtu, jakie grozi Francji. To sprawia, że zarówno w Brukseli, jak i unijnych stolicach są duże wątpliwości, czy lepeniści trwale weszliby na drogę politycznej „melonizacji”. Takim neologizmem, utworzonym od nazwiska włoskiej premier, określa się temperowanie skrajnej prawicy.

Czytaj też: Małe trzęsienia ziemi. Kto będzie teraz motorem Unii? I o co chodzi Europejczykom

Co ze wsparciem Paryża dla Ukrainy?

Obecne wybory są traktowane przez główne siły polityczne Francji jako przygrywka do wyborów prezydenckich zaplanowanych na 2027 r., w których ponownie chce startować Le Pen. Zatem niewykluczone, że skłaniałoby to rząd Bardelli do unikania najbardziej kontrowersyjnych reform, by nie odstraszać wyborców (i rynków finansowych). Ale tylko do 2027, by potem – jak ostrzegają brukselscy pesymiści – po sięgnięciu po pełną władzę ruszyć na całego z polityką protekcjonistyczną, tożsamościową, antyliberalną.

Partia Marine Le Pen jest obecnie przeciwna wychodzeniu z eurostrefy i UE. Nadal chce odwrócenia decyzji z 2009 r. o wejściu Francji do struktur wojskowych NATO, ale – jak niedawno zadeklarował Bardella – dopiero po zakończeniu wojny w Ukrainie. Pytania o dalszą politykę Francji wobec Ukrainy, które są kluczowe z punktu widzenia Europy, były dotąd słabo obecne w kampanii wyborczej. Wprawdzie prezydent ma wielkie uprawnienia w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa, ale znaczące zwiększenie dostaw broni będzie zależne od budżetu uchwalanego przez parlament.

Bardella, który już w 2023 r. ubolewał nad „zbiorową naiwnością” wobec Rosji, teraz zapewnia o kontynuacji pomocy dla Kijowa z wyjątkiem wysyłania wojsk i takiej broni, która umożliwiałaby Ukrainie uderzenie w terytorium Rosji. Ale przeciwnicy lepenistów we Francji, a także sporo unijnych obserwatorów polityki francuskiej wątpi w szczerość tych deklaracji. Nawet gdyby się spełniły, to i tak rządy Bardelli wiązałyby Macronowi ręce w kwestii intensyfikowania pomocy dla Kijowa – i to w czasie, gdy prezydent Francji stał się, przynajmniej na poziomie retorycznym, jastrzębiem w kwestiach Moskwy.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Andrzej Duda: ostatni etap w służbie twardej opcji PiS. Widzi siebie jako następcę królów

O co właściwie chodzi prezydentowi Andrzejowi Dudzie, co chce osiągnąć takimi wystąpieniami jak ostatnie sejmowe orędzie? Czy naprawdę sądzi, że po zakończeniu swojej drugiej kadencji pozostanie ważnym politycznym graczem?

Jakub Majmurek
23.10.2024
Reklama