Europa wielu prędkości
Holenderska walka z radarami. Do umowy koalicyjnej wpisano prędkość 130 km/h
Z anegdotycznej już wręcz tolerancji Holendrów niewiele zostaje na ich drogach i autostradach. Właśnie tam popisują się wobec siebie restrykcyjną bezwzględnością. Naturalnie nie wszyscy, głównie urzędnicy, administratorzy radarów i wypisywacze mandatów, ale i planiści drogowi, organizacje ekologiczne, stowarzyszenia, które chełpią się troską o bezpieczeństwo na drogach. Wszyscy oni przez ostatnie lata solidarnie wymuszali na władzach kolejne ograniczenia dozwolonej prędkości.
W ten sposób w 2020 r. obniżono maksymalną prędkość na doskonałych holenderskich autostradach do 100 km/h w ciągu dnia. I zasadniczo argumenty były dwa. Po pierwsze, miało to zwiększyć bezpieczeństwo na drogach. I po drugie, chodziło o obniżenie spalania paliwa przy wolniejszej jeździe.
Sprawa nabrała wagi państwowej i w zeszłym miesiącu, gdy po długich negocjacjach powstał w Holandii mocno prawicowy rząd, w którym pierwsze skrzypce gra Geert Wilders, przywrócenie 130 km/h na autostradach wpisano do umowy koalicyjnej. Oczywiście sprawę wpisano w ogólnoprawicowe odrzucenie poprawności klimatycznej – na podobieństwo walki niemieckiej prawicy z pompami ciepła. Ale we wnętrzu holenderskiego jestestwa serce zabiło szybciej. Może nawet za szybko…
Policja widzi wszędzie
Bo z holenderskimi ograniczeniami nie ma żartów. A tym bardziej tutejszej drogówki (królewskiej żandarmerii, Maréchaussée Royale) lepiej w ogóle nie spotkać. Ale chodzi też o atmosferę sporu o prędkość. O powracające wciąż dyskusje – tylko 100 czy jednak 130 km/h, a jeśli 130, to kiedy, w dzień czy tylko w nocy, a jeśli w nocy, to dokładnie od której do której, a jeśli w dzień – to na wszystkich autostradach o każdej porze czy tylko na pewnych ich odcinkach i tylko w ściśle określonych godzinach itd.