Witamy w Macronii
Francja poszła do urn, bo Macron znów wywrócił stolik. Scenariuszy jest teraz kilka
Przedstawiciele administracji prezydenckiej nie od dziś narzekają na oficjalną fotografkę Pałacu Elizejskiego, Soazig de la Moissonnière. Głównie dlatego, że ma lepszy dostęp do głowy państwa niż niejeden minister. Wielu krzywiło się też na publikowane przez nią zdjęcia: Emmanuel Macron w bluzie, w koszuli rozpiętej niemal do pasa, trenujący boks czy zafrasowany jak Stańczyk na obrazie Jana Matejki. W końcu sprawy państwowe to nie reality show – twierdzą.
Wygląda jednak na to, że de la Moissonnière zapewniła sobie miejsce w historii zdjęciem z 9 czerwca. Na czarno-białej fotografii, która niedawno trafiła na jej Instagram, a stamtąd do wszystkich gazet i portali, widzimy Macrona ogłaszającego premierowi, ministrom i przewodniczącej Zgromadzenia Narodowego decyzję o rozwiązaniu parlamentu. Na ich twarzach malują się różne emocje: niedowierzanie, oburzenie, gniew, strach. Ewidentnie żadne z nich nie miało pojęcia, że szef państwa da im 20 dni, aby przygotować się do jednych z najważniejszych wyborów w dziejach V Republiki.
Francja: ani, ani
Jeśli wierzyć sondażom, Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen wraz z sojusznikami wygra w pierwszej turze wyborów 30 czerwca, uzyskując ok. 35 proc. głosów, lewica zjednoczona pod szyldem Nowego Frontu Ludowego może liczyć na 22–25 proc., a blok ośmiu stronnictw składających się na obecną większość prezydencką pod wodzą partii Odrodzenie – ledwie 18–19 proc.
Decyzja o rozwiązaniu izby zapadła pod wpływem spodziewanie dobrego wyniku skrajnej prawicy w wyborach europejskich oraz niespodziewanie słabego rezultatu rządzącego bloku centrowego Macrona. Nie była to jednak decyzja nagła ani emocjonalna. Dyskusje w tej sprawie zaczęły się jeszcze jesienią. Brali w nich udział najbliżsi doradcy głowy państwa nazywani „scenarzystami”, „dworzanami” albo „muszkieterami prezydenta”.