Świat

Kto na kluczowe stanowiska w UE? Na razie bez porozumienia, w tle postulaty EPL i Tuska

Premier Donald Tusk i szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, która pozostaje bardzo mocną faworytką na szefową KE w nowej kadencji. Premier Donald Tusk i szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, która pozostaje bardzo mocną faworytką na szefową KE w nowej kadencji. European Union, 2023 / •
Unijni przywódcy nie zdołali porozumieć się co do obsady głównych stanowisk w Brukseli. Ale Ursula von der Leyen pozostaje bardzo mocną faworytką na szefową Komisji Europejskiej w nowej kadencji.

Przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel potwierdził w nocy z poniedziałku na wtorek, że decyzje w sprawie nowego pakietu nominacji powinny zapaść dopiero na szczycie 27–28 czerwca. To zgodne z pierwotnym planem, choć w ostatnich dniach mocno wzrosły – jak się okazało, przesadne – nadzieje na to, że nazwiska nowych szefów unijnych instytucji zostaną uzgodnione już na pierwszym powyborczym spotkaniu przywódców 27 krajów, czyli w poniedziałek.

Michel odmówił podania szacunków co do rysujących się większości w Radzie Europejskiej stojących za poszczególnymi nazwiskami. Ale też podczas obrad nie pojawiła się żadna kandydatura konkurencyjna wobec Ursuli von der Leyen, dotychczasowej szefowej Komisji Europejskiej.

Czytaj też: Centrum w Unii się trzyma. Rewolucji nie będzie, ale wątpliwości są

Polska wolałaby Frederiksen

Na poniedziałkowym szczycie centroprawica, której negocjatorami są Donald Tusk i grecki premier Kyriakos Mitsotakis, oficjalnie zaproponowała Ursulę von der Leyen na drugą kadencję na czele KE, centrolewica – byłego portugalskiego premiera Antónia Costę na szefa Rady Europejskiej, a liberałowie – estońską premier Kaję Kallas na szefową unijnej dyplomacji. Ale część premierów tłumaczyła, że chce poznać program tych kandydatów przed decyzją.

Niesnaski wywołały też postulaty centroprawicy, by po potencjalnej dwuipółletniej kadencji Costy ten nie ubiegał się w 2027 r. o drugą, lecz oddał posadę centroprawicy. Byłoby to sprzeczne z dotychczasową praktyką; obecny szef Rady Europejskiej (i jego poprzednicy: Donald Tusk oraz Herman van Rompuy) pełnili urząd przez pięć lat, czyli dwie dozwolone dwuipółletnie kadencje. Teraz jednak centroprawicowa Europejska Partia Ludowa żąda większego udziału w podziale posad w Brukseli, powołując się na swój dobry wynik wyborczy i zarazem słabe rezultaty centrolewicy.

Ponadto pojawiły się postulaty – zgłaszane publicznie m.in. przez Tuska – by Costa wyjaśnił swoją sytuację prawną. Portugalczyk jesienią 2023 r. podał swój rząd do dymisji z powodu skandalu korupcyjnego w kancelarii premiera. W oczach dużej części przywódców UE uchodzi teraz za oczyszczonego z podejrzeń. Polska wolałaby na czele Rady Europejskiej duńską premier Mette Frederiksen. Należy do unijnej centrolewicy, jak Costa, więc byłoby to zgodne z partyjnymi układankami w Brukseli. Ale jej twarda polityka migracyjna sprawia, że zwłaszcza na Południu jej lewicowość jest podawana w wątpliwość.

Frederiksen zadeklarowała w poniedziałek, że nie jest zainteresowana posadą w Brukseli. I podczas obrad nie pojawiły się żadne kandydatury alternatywne wobec Costy. Z kolei Włosi czy Hiszpanie trochę kręcą nosem na Kallas jako przyszłą szefową unijnej dyplomacji, bo podejrzewają, że przy ogromnym skupieniu na sprawach Rosji i Ukrainy nie ma zainteresowania dla spraw Afryki. Ale i wobec Estonki nie pojawili się żadni konkurenci.

Czytaj też: Wielki skandal w sercu Europy. Politycy na pasku Rosjan, tropy prowadzą też do Polski

Szanse von der Leyen

Poniedziałkowe obrady 27 przywódców UE potwierdziły, że von der Leyen pozostaje bardzo mocną faworytką. Wprawdzie swój sprzeciw zadeklarował Viktor Orbán, ale głosował na „nie” już pięć lat temu przy nominowaniu jej na pierwszą kadencję (nie ma wymogu jednomyślności).

Natomiast zebranie przez nią większości 361 europosłów w 720-osobowym Parlamencie Europejskim, co jest wymagane do zatwierdzenia szefowej Komisji Europejskiej, będzie zapewne trudniejsze od uzyskania nominacji od szczytu UE. Trójfrakcyjna koalicja Europejskiej Partii Ludowej (EPL), Socjalistów i Demokratów (S&D) i klubu Odnowić Europę, na której opiera się KE, miała 60 proc. mandatów w 2019 r., a mimo to von der Leyen została wtedy zatwierdzona przewagą zaledwie dziewięciu głosów. Teraz koalicja ma 56 proc. miejsc w europarlamencie, co przy partyjnej nielojalności szacowanej na co najmniej 10 proc. oznacza, że von der Leyen musi szukać dodatkowych głosów we frakcji Zielonych oraz – w ramach nieformalnych układów – wśród Braci Włochów premier Giorgii Meloni.

Ceną będą trudne targi dotyczące programu KE. Przykładowo: prawe skrzydło EPL z europosłami Meloni będzie naciskać na rozwodnienie Zielonego Ładu, a centrolewica z Zielonymi – na kontynuację ambitnej zielonej transformacji.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Andrzej Duda: ostatni etap w służbie twardej opcji PiS. Widzi siebie jako następcę królów

O co właściwie chodzi prezydentowi Andrzejowi Dudzie, co chce osiągnąć takimi wystąpieniami jak ostatnie sejmowe orędzie? Czy naprawdę sądzi, że po zakończeniu swojej drugiej kadencji pozostanie ważnym politycznym graczem?

Jakub Majmurek
23.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną