Szczyt G7, który odbywa się we włoskiej Apulii od czwartku do soboty, to pierwsza powyborcza okazja do spotkania kanclerza Olafa Scholza, prezydenta Emmanuela Macrona, premier Giorgi Meloni oraz dotychczasowych szefów Komisji Europejskiej i Rady Europejskiej, czyli Ursuli von der Leyen i Charlesa Michela.
Szczyt nie jest wydarzeniem unijnym, ale zarówno rezultaty eurowyborów, jak i nowe rozdanie kadrowe w Brukseli zapewne jest tematem rozmów Europejczyków na marginesie głównych obrad. Przed pięciu laty pakiet nominacji ustalony w tak wąskim gronie (przy okazji szczytu G20 w Japonii) szybko się unieważnił wskutek sporów w Brukseli (m.in. Frans Timmermans nie został szefem Komisji Europejskiej). Pomimo to, gdyby np. Macron chciał podważyć kandydaturę von der Leyen na drugą kadencję, to zapewne robiłby to właśnie teraz. Tymczasem brak takich sygnałów z Apulii.
Czytaj też: Wielki skandal w sercu Europy. Politycy na pasku Rosjan, tropy prowadzą też do Polski
Kto obejmie najważniejsze funkcje UE
Von der Leyen, kandydatka centroprawicowej Europejskiej Partii Ludowej (m.in. PO, PSL), pozostaje bardzo mocną faworytką na szefową Komisji Europejskiej w latach 2024–29. Z kolei zgodnie z aktualnymi partyjnymi układankami w Brukseli nowym szefem Rady Europejskiej tym razem powinien być polityk centrolewicy. Obecnie faworytem jest – wspierany m.in. przez Berlin – były portugalski premier António Costa, a dopiero w drugiej kolejności bliższa Warszawie duńska premierka Mette Frederiksen, w której rzeczywistą lewicowość – z racji jej ostrej polityki migracyjnej – wątpi spora część ugrupowań lewicowych w UE. Portugalczyk ostatniej jesieni podał swój rząd do dymisji z powodu skandalu korupcyjnego w kancelarii premiera. Ale w opinii dużej części przywódców UE uchodzi za oczyszczonego z tych podejrzeń.
Z kolei posada po Josepie Borrellu, czyli szefie unijnej dyplomacji („wysokim przedstawicielu UE ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa”), powinna przypaść politykowi z liberalnej frakcji Odnowić Europę. Kandydatką z wielkimi szansami pozostaje estońska premier Kaja Kallas, która odpadła z wyścigu do posady sekretarza generalnego NATO, w którym faworytem jest odchodzący holenderski premier Mark Rutte, popierany obecnie przez wszystkich oprócz Węgier, Rumunii i Słowacji. Jastrzębi stosunek Kallas do Rosji oraz zarzucany jej brak zainteresowania m.in. Afryką – zdaniem części dyplomatów z południa UE – miałby utrudniać Estonce reprezentowanie wspólnego stanowiska 27 krajów UE. Pomimo to Paryż od kilku tygodni mocno sygnalizuje poparcie dla Kallas, która – jeśli dostanie posadę w Brukseli – będzie ją zawdzięczać głównie Macronowi. Ochotę na stanowisko po Borrellu miałby też Xavier Bettel, szef dyplomacji (i były premier) Luksemburga, oraz Alexander De Croo, odchodzący premier Belgii.
Roberta Metsola, polityczka Europejskiej Partii Ludowej, która była przewodniczącą europarlamentu przez ostatnie 2,5 roku, zapewne zostanie w lipcu wybrana przez europosłów na kolejną kadencję.
Nominacje na najważniejsze stanowiska w Brukseli będą tematem roboczej kolacji przywódców 27 krajów UE w najbliższy poniedziałek (17 czerwca), a rozstrzygnięcia powinny zapaść na szczycie UE 27 czerwca. Kandydatura nowego szefa lub szefowej Komisji musi być zatwierdzona w tajnym głosowaniu większością 361 europosłów (ponad połowy składu izby), które zapewne zostanie przeprowadzone w połowie lipca. Von der Leyen będzie musiała do tego czasu wypracować priorytety programowe odpowiadające wspierającym ją frakcjom (centroprawica, centrolewica, liberalny klub Odnowić Europę) i zgodne z „agendą strategiczną”, czyli priorytetami na kolejne pięć lat zatwierdzonymi przez czerwcowy szczyt UE.
Trzy frakcje głównego nurtu, na których dotąd opierała się Komisja kierowana przez von der Leyen, zdobyły w eurowyborach łącznie ok. 56 proc. mandatów (w kończącej się kadencji miały ich 60 proc.). Otoczenie von der Leyen spodziewa się nielojalności ponad jednej dziesiątej „swoich” europosłów i dlatego będzie musiała szukać głosów we frakcji Zielonych i chyba wśród europosłów premier Meloni. W 2019 r. została zatwierdzona większością zaledwie dziewięciu głosów, w czym pomogło jej nieformalne porozumienie o poparciu ze strony ponad 20 europosłów PiS.
W Brukseli od kwietnia dominuje przekonanie, że Polska będzie zabiegać o tekę komisarza ds. rozszerzenia (obejmującą współzarządzanie pieniędzmi na odbudowę Ukrainy) albo – choć polska dyplomacja ma dla niej mniej entuzjazmu – tekę ds. obronności. W kontekście tych obu tek nadal mówi się głównie o Radosławie Sikorskim, który wedle naszych informacji w marcu osobiście napomknął von der Leyen, że może zostać polskim kandydatem na członka nowej Komisji Europejskiej.
Czytaj też: UE była kiedyś nawet OK. A teraz? Kilka wniosków z kampanii wyborczej
Franciszek na G7
W jednej z sesji szczytu G7 w Apulii uczestniczył papież Franciszek, co było pierwszym w historii przypadkiem udziału biskupa Rzymu w obradach tego grona. Tarcia o – ostatecznie usunięte z końcowego komunikatu szczytu – zapisy podkreślające wymóg bezpiecznego i legalnego dostępu do aborcji doprowadziły do niesnasek między Macronem a Meloni.
Włoszka miała zarzucić Francuzowi, że próbuje wykorzystywać G7 w kampanii przed przedterminowymi wyborami parlamentarnymi, której rozpisał na 30 czerwca. Meloni głosi sprzeciw wobec aborcji, choć trzyma się własnych przedwyborczych deklaracji z 2022 r., że nie będzie usiłowała zmieniać włoskiego prawa w kwestii przerywania ciąży.
Bodaj najważniejszym konkretem szczytu G7 jest zgoda na 50 mld dol. pomocy finansowej dla Ukrainy dzięki zamrożonym aktywom Rosji. Zgodnie ze wstępnym porozumieniem G7 te fundusze, które mają być dostępne przed końcem 2024 r., będą pochodzić z kredytu spłacanego przyszłymi – szacowanymi na 3–5 mld euro rocznie – zyskami wypracowanymi z ok. 260 mld euro aktywów rosyjskich zamrożonych na Zachodzie (w tym 210 mld euro w UE). Natomiast tegoroczne zyski z aktywów rosyjskich, zgodnie z wcześniejszą decyzją Unii, będą bezpośrednio przekazane przez Brukselę na potrzeby Ukrainy.
W grupie G7 nadal nie ma bowiem zgody na konfiskatę zamrożonych aktywów, czego chciałby Waszyngton, ale nadal przeciwni temu są Europejczycy.