Jak uniknąć najgorszego. Le Pen ma złowieszczy plan? Co się o wyborach pisze na świecie
„Prawicowa lawina zeszła na Brukselę” – pisze na otwarcie poniedziałkowego wydania redaktor naczelny „La Repubblica” Maurizio Molinari. Przeskakując po kolejnych europejskich krajach, zauważa „potężne zwycięstwo” Marine Le Pen i jej Zjednoczenia Narodowego nad Emmanuelem Macronem, które skłoniło go do decyzji o rozwiązaniu parlamentu. Molinari wspomina też o drugim miejscu AfD w Niemczech i ogólnym „politycznym trzęsieniu ziemi” w Europie.
Mimo to, jak pisze on, ale i felietonista dziennika Claudio Tito, „równowaga sił w Brukseli wcale znacząco się nie zmieni”. Największą frakcją pozostanie Europejska Partia Ludowa, która wielką koalicję budować będzie zapewne z liberałami z Renew, Socjalistami i Demokratami. Wszystkie one, pisze Tito, „ugruntowały swoją pozycję jako trzy największe i najstabilniejsze siły w Parlamencie Europejskim”. Wzrostu poparcia skrajnej prawicy nie można bagatelizować, ale nie przełoży się on na wielki zwrot w unijnej polityce – konkluduje „La Repubblica”.
Macron ryzykuje, Europa nie głosuje
W zgoła odmiennym tonie wydarzenia z niedzieli opisuje brytyjski „Financial Times”. Ben Hall komentuje, że to, co wydarzy się w najbliższych tygodniach we Francji, będzie kluczowe dla obozu liberałów. Gazeta podaje, że inne progresywne partie nad Sekwaną odrzuciły już ofertę Macrona, by stworzyć kordon sanitarny wokół Marine Le Pen i w ramach jednego sojuszu powstrzymać Zjednoczenie Narodowe przed zwycięstwem 30 czerwca. Prezydent sporo zatem ryzykuje, bo sondaże pokazują przewagę skrajnej prawicy w jeszcze większym wydaniu, niż miało to miejsce w wyborach do PE.
Hall wylicza, dlaczego wzrost znaczenia radykałów na kontynencie jest niebezpieczny dla Europy – na czele z ryzykiem załamania się konsensusu na rzecz wspierania Ukrainy, ale i przyszłości kluczowych wspólnotowych działań, zwłaszcza Zielonego Ładu. Wśród innych kluczowych obserwacji „Financial Times” wymienia klęskę liberałów, którzy stracili ponad 20 mandatów, słodko-gorzkie rozstrzygnięcie dla Ursuli von der Leyen, niemal całkowite zniknięcie Zielonych z mapy politycznej i stałą, wciąż bardzo niską frekwencję (ledwie przebija 50 proc. w skali kontynentu).
O wierze, która może zgubić Macrona, pisze „Le Monde”. Lider Liberałów najwyraźniej jest przekonany, że może pokonać Jordana Bardellę, młodego przywódcę Zjednoczenia Narodowego i gwiazdę europejskiej prawicy. Według doniesień dziennika debata nad rozpisaniem przyspieszonych wyborów nie była nawet aż tak burzliwa, jak mogłaby na to wskazywać waga tej decyzji. W podjęciu jej pomogła wąska grupa najbardziej zaufanych doradców, w tym ludzie związani z byłym prezydentem Nicolasem Sarkozym. Decyzja Macrona nie była więc całkiem niespodziewana, konkluduje dziennik.
W redakcyjnym komentarzu naczelny gazety Jerome Fenoglio pisze natomiast o „trzech tygodniach na to, by uniknąć najgorszego”. Sygnalizuje, że przyczyny porażki Liberałów oraz triumfu Le Pen są bardzo głębokie, a co wnikliwsi obserwatorzy życia politycznego nad Sekwaną byli w stanie taki wynik przewidzieć już miesiące, może nawet lata temu. Problemem strony progresywnej, pisze Fenoglio, jest kryzys przywództwa i słabość samego Macrona. „Prezydent będzie teraz stał przed zadaniem, które zawiera w sobie sprzeczność: musi zapobiec wzrostowi poparcia dla skrajnej prawicy, choć niechętnie adresuje problemy, które do niego doprowadziły” – i chodzi tu, zdaniem autora, o kwestie znacznie bardziej skomplikowane niż tylko niechęć radykałów do imigrantów.
Niemcy zawiedzeni, Dania się broni
Bardzo dużo miejsca wyborom poświęcił też portal „Politico”, który prowadził transmisję z Brukseli. Redakcja koncentruje się, podobnie jak inne media, na wydarzeniach we Francji i ogólnym wzroście popularności skrajnej prawicy. Sporo miejsca poświęca też kontekstom krajowym, bo dla wielu przywódców i koalicji rządzących niedzielne głosowanie okazało się klęską. Oprócz Macrona „Politico” wymienia przede wszystkim Olafa Scholza, bo największymi przegranymi głosowania w Niemczech są Zieloni, jeden z jego koalicjantów. Kanclerza martwić też powinien sukces AfD, zwłaszcza że według wyliczeń brukselskiego portalu aż milion wyborców, którzy poprzednio oddali głos na którąś z partii rządzących, teraz przerzuciło poparcie na skrajną prawicę. Jakby tego było mało, aż 550 tys. z nich to dawni wyborcy SPD, czyli partii Scholza.
Udały się natomiast akcje obronne w Danii, gdzie partia premier Mette Frederiksen utrzymała liczbę mandatów, oraz w Hiszpanii. Tam prawica traktowała eurowybory jako referendum wobec rządu Pedro Sáncheza, ale socjaliści z PSOE przegrali z Partią Ludową nieznacznie (o 4 pkt proc. i dwa mandaty).
Czytaj też: UE była kiedyś nawet OK. A teraz? Kilka wniosków z kampanii wyborczej
Złowieszczy plan Marine Le Pen
„New York Times” pisze natomiast, że sukces formacji eurosceptycznych i antyeuropejskich to „dowód niezadowolenia wyborców”. Amerykańskie media nie poświęcają tym wydarzeniom dużo miejsca, aczkolwiek ich konkluzje są zbliżone: Europejczycy opowiedzieli się po stronie polityków konserwatywnych, triumfowała prawica w różnych wydaniach. Widać wzrost poparcia dla radykałów, ale dla całokształtu układu sił w Brukseli nie będzie to miało wielkiego znaczenia. Tak o wyborach do PE piszą zarówno „Times”, jak i „Washington Post” czy CNN.
Nieco więcej przestrzeni wyborom poświęciły media brytyjskie, nacisk w analizach kładą jednak na konteksty krajowe. Tu dominuje obawa o przyszłość Francji, nie bez echa przeszła klęska SPD w Niemczech i ugruntowanie przywództwa Braci Włochów na Półwyspie Apenińskim. Według „The Telegraph” Ursula von der Leyen utrzyma przewodnictwo w Komisji Europejskiej, ale przed nią kręta ścieżka i skomplikowane kompromisy.
Magazyn „Monocle” podpowiada natomiast kontrowersyjny, choć podobno realnie rozważany scenariusz, że Marine Le Pen i jej Zjednoczenie Narodowe spróbują wejść w szeregi Europejskiej Partii Ludowej. Oznaczałoby to, że von der Leyen zdobędzie dość głosów, by uzyskać wotum zaufania dla siebie i swojej komisji, ale z drugiej strony skrajna prawica na stałe weszłaby wówczas do głównego nurtu. Taki scenariusz wydaje się mimo wszystko mało prawdopodobny z powodu buntu, do którego na pokładzie EPP doprowadziłoby przyjęcie Le Pen. Osłabiłoby to zdolność koalicyjną całej frakcji; Socjaliści i Demokraci oraz Liberałowie nie poparliby sojuszu ze skrajną prawicą w żadnej postaci. Zobaczymy.
Po dokładniejszej analizie wyników w poszczególnych krajach widać wyraźnie, że można być najwyżej umiarkowanym optymistą. W trzech największych demokracjach – Niemczech, Francji i Włoszech – skrajna prawica albo wygrała, albo zajęła drugie miejsce, odbijając rządzącym ogromne liczby wyborców. Wprawdzie na papierze szeroki konsens wokół centroprawicowego przywództwa jest jeszcze możliwy, ale wiele wskazuje, że może to być ostatni raz. Jeśli Le Pen nadal będzie zyskiwać nad Sekwaną, AfD się umocni, a partie lewicowe i zielone będą balansować na granicy progu, środek ciężkości przesunie się jeszcze bardziej na prawo. W czasach gigantycznych kryzysów, które się na siebie nakładają, może to oznaczać chaos, ale też osłabienie Europy na globalnej arenie. Taka się rysuje przyszłość dla kontynentu.