Wybory zatrzęsły Paryżem, ale nie Brukselą i Strasburgiem. Ile mandatów i dla kogo? Jak wypadli Polacy?
Po wyborach do Parlamentu Europejskiego prounijne centrum składające się z trzech frakcji (centroprawica, centrolewica, liberałowie), które dotychczas były oparciem dla Komisji Europejskiej kierowanej przez Ursulę von der Leyen, skurczyło się do ok. 56 proc. mandatów (z 60 proc. w kadencji 2019–24).
To głównie rezultat osłabienia klubu Odnowić Europę, do którego oprócz partii liberalnych należy formacja Emmanuela Macrona. Zły wynik skłonił prezydenta Francji, by już w wieczór wyborczy zarządzić przedterminowe krajowe wybory parlamentarne, których dwie tury odbędą się 30 czerwca i 7 lipca. Skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen, z Jordanem Bardellą na czele listy, zdobyło 32 proc. głosów, czyli dwa razy więcej od zbudowanej wokół Macrona Renaissance (14,5 proc.).
Francuzi wykorzystują eurowybory do karania aktualnie rządzących, winią ekipę Macrona m.in. za rosnące koszty życia, a styl wyjątkowo zagarniającego uwagę i stawiającego się w centrum wszelkich decyzji prezydenta Francji tylko wzmocnił ten efekt.
Natomiast koalicyjna lista Partii Socjalistycznej z centrolewicowym Raphaëlem Glucksmannem na czele zdobyła 14 proc., co jest dla niej dobrym wynikiem. Przejęła część dawnych zwolenników Macrona, zniechęconych jego pójściem na prawo, i niektórych wyborców Jeana-Luca Mélenchona, zrażonych jego coraz większym skrętem w stronę skrajnej lewicy.
Czytaj też: