Szok we Francji. Macron rozwiązuje parlament. Znad Sekwany płyną nad Europę czarne chmury
Aż takiego triumfu partii Marine Le Pen i Jordana Bardelli nie spodziewali się chyba nawet ich najzagorzalsi zwolennicy. Zjednoczenie Narodowe (RN) osiągnęło według wstępnych wyników exit poll aż 31,5 proc., co przełoży się na 30 mandatów w nowym Parlamencie Europejskim. Drugie miejsce zajęła liberalna formacja Renaissance, której patronuje Emmanuel Macron.
Różnica jest ogromna – 15,2 proc. dla centrystów według obliczeń dziennika „Le Monde” przełoży się na 14 mandatów w Brukseli. Jakby tego było mało, Renaissance ledwo obroniło się przed socjalistami, którzy zajęli ostatnie miejsce na podium (14 proc., 13 mandatów).
Dominacja RN w elektoracie skrajnie prawicowym jest nie do podważenia, co widać również po słabym rezultacie Reconquête!, innej radykalnej formacji. Kojarzona przede wszystkim z Marion Maréchal-Le Pen i Erickiem Zemmourem, zdobyła 5,5 proc. (pięć mandatów). Katastrofą, podobnie jak w zdecydowanej większości krajów Europy Zachodniej, zakończył się start Zielonych, którzy ledwo przebili się przez barierę 5 proc., zdobywając najpewniej pięć miejsc w nowym europejskim rozdaniu.
Czytaj też: Książę Macron odrzucony. Czym tak podpadł Francuzom?
Jordan Bardella: złote dziecko prawicy
Natychmiast po ogłoszeniu wyników szefujący RN i zarazem kandydat do PE Jordan Bardella wezwał Emmanuela Macrona do rozwiązania parlamentu i rozpisania nowych wyborów. On sam odniósł ogromny sukces. Wprawdzie zasiadał w PE już w poprzedniej kadencji, ale wówczas lista, której przewodził, dostała nieco ponad 23 proc. głosów.
Bardella to złote dziecko francuskiej i w ogóle europejskiej skrajnej prawicy. We wrześniu skończy dopiero 29 lat, a ma za sobą już bogatą karierę w partyjnych strukturach. Zaczynał jako 16-latek; w 2012 r. rozklejał plakaty wyborcze ubiegającej się o prezydenturę Marine Le Pen. Robił to w macierzystym Saint-Denis na północnych przedmieściach Paryża.
Jego życiorys wygląda na niemal wykreowany na potrzeby współczesnej radykalnej opowieści. Pochodzi z ubogiej rodziny imigrantów, którzy do Paryża przyjechali w latach 60. z północy Włoch. Jako młody chłopak – o czym opowiadał w kolejnych kampaniach wyborczych – naoglądał się szkód wyrządzonych jego zdaniem przez „złą imigrację”. Miał na myśli oczywiście osoby spoza Europy, niezdolne rzekomo do asymilacji w kulturze wywodzącej się wprost z chrześcijaństwa.
Saint-Denis, dzielnica wykluczenia i drobnej przestępczości, była doskonałym poligonem doświadczalnym dla tak skrajnych poglądów. Bardella, pracowity, płynnie nawigujący po wodach mediów społecznościowych, wysoki, dobrze zbudowany – jawił się jako modelowy współczesny lider prawicy. W 2018 r. był już szefem partyjnej młodzieżówki, rok wcześniej powierzono mu rolę rzecznika Zjednoczenia (wtedy Frontu Narodowego). W 2019 r. został wiceprzewodniczącym partii i europosłem, a trzy lata później całkowicie przejął stery.
Czytaj też: Wielki skandal w sercu Europy. Politycy na pasku Rosjan, tropy prowadzą też do Polski
Macron nie może udawać, że nic się nie stało
Bardella, niezwykle popularny zwłaszcza wśród najmłodszych wyborców, rzucił Macronowi wyzwanie. A prezydent odpowiedział. Jak przyznał w niedzielnym orędziu telewizyjnym, „nie może udawać, że nic się nie stało”. Słowa Bardelli o tym, że wynik RN to „przekaz dla prezydenta Francji i innych europejskich liderów”, skontrował stwierdzeniem, że „to nie jest dobry wynik dla partii, które bronią Europy”.
Pierwsza tura francuskich wyborów odbędzie się 30 czerwca, druga 7 lipca. Gdyby głosowanie odbyło się teraz, według wyników agregowanych w narzędziu Polls of Polls magazynu „Politico” RN osiągnęłoby jeszcze lepszy rezultat (33 proc.). Poziom poparcia Renaissance i socjalistów byłby niemal identyczny co w głosowaniu do PE, pozostałe partie oscylowałyby wokół progu 5 proc.
Niedziela we Francji dowodzi, że skrajna prawica w Europie Zachodniej nie tylko się umocniła, ale i na stałe weszła do głównego nurtu polityki. Partie takie jak Zjednoczenie Narodowe od dawna nie są już marginalnymi formacjami, które w ofercie programowej mają dziwne, często absurdalne postulaty. Dziś prawica ma właśnie takie oblicze – i widać to właściwie na całym kontynencie. Drugie miejsce AfD w Niemczech, oscylujący wokół remisu z rządzącymi socjalistami wynik radykalizującej się hiszpańskiej Partii Ludowej, triumf Giorgii Meloni we Włoszech – to tylko szczyt tej fali.
Czarne chmury nad Europą
Z drugiej strony cały kontynent obserwuje praktyczne wymieranie partii Zielonych, które najdotkliwszą klęskę zaliczyły w największych demokracjach. Dla Francji to sytuacja o tyle problematyczna, że to kraj z drugą po Niemczech największą liczbą eurodeputowanych. Triumf skrajnej prawicy nad Sekwaną ma więc głębokie konsekwencje dla rozkładu sił w całym Parlamencie Europejskim.
W szerszej perspektywie, przy praktycznie pewnym triumfie RN za trzy tygodnie, francuską politykę czekać może paraliż, bo kohabitacja Macrona z ewentualnym premierem (bądź premierką) ze skrajnej prawicy jest nierealna. Stawia to pod znakiem zapytania pozycję Francji w Europie, rolę Macrona jako głównego orędownika dozbrajania Ukrainy i przesuwania akceptowalnych granic zaangażowania dla całej Europy.
W krytycznym momencie w jednej z najważniejszych stolic władzę może więc przejąć ugrupowanie antyeuropejskie, swego czasu mające wyraźne związki finansowe z Kremlem. Już w samej Francji wywoła to kryzys, na który Europa w tej chwili absolutnie nie może sobie pozwolić. W każdym niemal kraju (łącznie z Polską) wśród zwycięzców niedzielnego głosowania wymienia się formacje radykalne – obraz robi się więc coraz mniej optymistyczny. Znad Sekwany płyną czarne chmury, które najpewniej zakryją zaraz całą liberalną Europę.