Rosyjski parlamentarzysta gen. por. w stanie spoczynku Andriej Guruljow wzywał w programie słynnego Sołowjowa do zniszczenia Holandii. Stwierdził, że 50–60 proc. dostaw węglowodorów do Europy przechodzi przez ten kraj, więc to „raczej lukratywny cel”. Zniszczenie go uznał za ekonomiczne, bo wymagałoby „minimalnego rozchodu głowic jądrowych”. I tak można by rzucić Europę na kolana.
To nie tak, jak powiedział Joe Biden, że celem Rosji jest odzyskanie wpływów w dawnych państwach Układu Warszawskiego. Ściśle: to tylko część prawdy. Rosja mierzy dalej, bo Putin ma świadomość, że władza nad Europą Środkowo-Wschodnią nie uchroniła ZSRR przed upadkiem. Kluczem do utrzymania potęgi jest kontrolowanie całej Europy albo wymazanie jej z map.
Straszenie bronią jądrową ma też inne podłoże: ma przygotować własne społeczeństwo na wojnę z Europą, a nie tylko Ukrainą, stąd wzbudzanie niechęci czy nienawiści do wszystkiego, co zachodnie. Intensywna wojna informacyjna ma też skłonić europejskie kraje do zaprzestania pomocy. Co prawda w pewnym momencie wyczerpią się osobowe zasoby Ukrainy, ale wcześniej zapewne Rosji zabraknie sprzętu. Dlatego ministrem obrony został ekonomista.
Roskosmos tymczasem narzeka, że nie ma pieniędzy na satelity do utrzymania łączności z sojusznikami. Co zrobili z funduszami? Czyżby wszystko wydali na satelity rozpoznawcze?