W niedzielnej katastrofie helikoptera na północy Iranu zginął prezydent tego kraju Ebrahim Raisi, a także lecący z nim szef irańskiego MSZ Hosejn Amir-Abdollahian i kilku wysokich urzędników państwowych.
Raisi wracał z nadgranicznego spotkania z azerbejdżańskim prezydentem Ilhamem Alijewem. Według oficjalnych źródeł prezydencki helikopter, który leciał w środku szyku z dwiema innymi jednostkami, nagle zniknął w gęstej mgle. Rządowa agencja podała, że helikopter Raisiego zaliczył „twarde lądowanie”, a nawet, że udało się skontaktować z dwoma członkami załogi. Zaraz potem ta sama agencja oświadczyła, że w górzystym i zalesionym obszarze chronionym Dizmar trwają poszukiwania rozbitków. W końcu pojawiła się informacja, że we wraku „nie ma oznak życia”, a rano oficjalnie potwierdzono zgon wszystkich pasażerów z prezydentem włącznie.
63-letni Raisi pełnił tę funkcję od 2021 r., kiedy wygrał sfałszowane wybory, do których nie dopuszczono żadnego poważnego konkurenta. Jako student brał udział w islamskiej rewolucji 1979 r., a potem szybko piął się w prokuraturze – głównie dzięki swojej brutalności. Pod koniec lat 80. zasiadał w tzw. komisji śmierci, która posłała na szubienicę prawie 10 tys. przeciwników politycznych reżimu. W latach 90. stał się podopiecznym Najwyższego Przywódcy Alego Chameneiego i faworytem Strażników Rewolucji, najsilniejszej organizacji paramilitarnej w kraju. Przy ich wsparciu, mimo braku krajowej rozpoznawalności, wystartował w wyborach prezydenckich w 2017 r., ale wtedy jeszcze przegrał ze stosunkowo bardziej liberalnym Hasanem Rohanim. Cztery lata później nie miał już konkurencji. Za jego rządów doszło do jednych z największych protestów w porewolucyjnym Iranie, po tym jak we wrześniu 2022 r. policja obyczajowa zabiła Mahsę Amini, zatrzymaną wcześniej za nieodpowiednie zakrycie włosów.