Nad ranem 9 maja, po ostrzale artyleryjskim ukraińskich pozycji, rosyjskie wojska przeszły do natarcia w rejonie pomiędzy Biełgorodem a Charkowem, przekraczając tam granicę państwową. Tak rozpoczął się spodziewany od jakiegoś czasu w tym miejscu atak. Rosyjskim wojskom na pojazdach pancernych, ale i na motocyklach (od kilkunastu dni Rosjanie próbują atakować z użyciem motocykli, trudniejszych do trafienia od pojazdów wielośladowych) poszło gładko. Okazało się jednak, że były to linie pozorne, nieobsadzone przez ukraińskie wojska, to właśnie nad pustymi okopami i kilkoma makietami pastwiła się rosyjska artyleria przez kilkadziesiąt minut. Zaraz za nimi Rosjanie trafili na liczne miny i inne pułapki (np. wilcze doły), na których ponieśli spore straty, jednocześnie zamieszanie wykorzystały fale ukraińskich dronów, atakując tych, którzy się zatrzymali. Niedługo potem otworzyli ogień żołnierze zajmujący właściwe linie obronne, kilka kilometrów od granicy, pastwiąc się nad Rosjanami, którzy z powodu pozostawania na polu minowym mieli dość ograniczone możliwości manewru. Co ciekawe, do wsparcia tego ataku użyto niewiele czołgów, ale i tak Rosjanie zdołali kilka stracić. Niestety, rosyjskie wojska nie wycofały się na swoje tereny, zajęły cztery małe opuszczone wioski oraz większą wieś Pylna, pozostając w głębi ukraińskiego terytorium na odległość ok. 3 km. Z pewnością się tam umocnią i będą okresowo usiłowali pełznąć dalej.
Czytaj także: Gdzie Rosjanie szykują ofensywę i skąd to wiadomo? Jak wygląda wrogie ugrupowanie?
Podobne wydarzenia, choć na mniejszą skalę, rozegrały się w obwodzie sumskim, na północny zachód od Charkowa.