Świat

Europa szuka sztuczek pod naporem turystów. „Nie możemy przyjąć więcej gości”

Protest mieszkańców Wysp Kanaryjskich przeciwko masowej turystyce, 20 kwietnia 2024 r. Protest mieszkańców Wysp Kanaryjskich przeciwko masowej turystyce, 20 kwietnia 2024 r. Europa Press / ABACA / Abaca / EAST NEWS
Ponad 50 tys. osób protestowało na Wyspach Kanaryjskich przeciwko toksycznemu modelowi turystyki. Wenecja próbuje odstraszyć gości opłatami, Amsterdam mandatami. I nikt nie wie, jak rozwiązać problem systemowo.

Protesty na należącym do Hiszpanii archipelagu wsparły duże organizacje pozarządowe, jak WWF, Greenpeace czy Friends of the Earth. Demonstranci, którzy na Fuerteventurze maszerowali pod hasłami takimi jak „Kanary mają swój limit” i „No more tourism”, domagali się nowych regulacji dotyczących liczby gości, ale i funkcjonowania całego sektora.

Międzynarodowa turystyka, odpowiedzialna według wyliczeń Banku Światowego za prawie 10 proc. globalnego PKB, jest w pewnym sensie sumą wszystkich problemów Zachodu – w miejscach takich jak Wyspy Kanaryjskie widać je wyraźnie. Uzależnienie od tzw. łatwego pieniądza, które przekłada się na rozwój branży usługowej, głównie hotelarstwa, gastronomii i podwykonawców, zaniedbania w inwestycjach publicznych, exodus młodych i zniszczenia środowiska to dla wielu zwiastun wielopoziomowej katastrofy. Dlatego coraz więcej osób żyjących w sąsiedztwie popularnych adresów dla turystów sprzeciwia się takiemu modelowi.

Czytaj też: Pustynie kuszą turystów. Zamożnych i średniaków

„Wyspy Kanaryjskie mają dość”

Na Wyspach Kanaryjskich za kwietniowe protesty odpowiadał kolektyw Canarias se Agota (w wolnym tłumaczeniu: „Wyspy Kanaryjskie mają dość”). Jego członkowie w rozmowie z hiszpańską telewizją TVE podkreślali, że nie demonstrują przeciwko turystom, ale modelowi gospodarczemu, który wokół nich powstał. Ten postulat pojawia się też w innych miejscach na mapie Europy cierpiących z powodu nadmiaru gości: Florencji, Wenecji, Barcelonie, Amsterdamie czy Sewilli.

W ubiegłym roku, jak informuje brytyjski „The Guardian”, turystyka odpowiadała za ponad jedną trzecią (35 proc.) wartości PKB całej prowincji Wysp Kanaryjskich. Przy populacji wynoszącej 2,2 mln osób odwiedziło ją prawie 14 mln turystów. Aktywiści z Fuerteventury mówią, że nie chcą gości wyrzucać ani zniechęcać do wakacji tutaj – ale domagają się zasad korzystania z zasobów naturalnych archipelagu i wsparcia dla tych, którzy z turystycznego boomu nic nie mają.

Jest ich wielu – ponad 33 proc. mieszkańców prowincji grozi bieda i wykluczenie. Do tego dochodzi obecna także w innych miastach zależnych od turystyki szara strefa osób pracujących w sektorze nielegalnie lub półlegalnie. Na południu, zwłaszcza w Hiszpanii i we Włoszech, migranci wykonują najprostsze zadania w łańcuchu usług i dostaw dla hoteli czy restauracji. Ci pracownicy – z Afryki i Bliskiego Wschodu – często są pozbawieni jakichkolwiek praw, ich wynagrodzenia są niskie, nie mają osłon w razie zwolnienia ani wsparcia od publicznych władz. Widać to było zwłaszcza w pandemii, gdy wiele restauracji czy obiektów hotelowych zbankrutowało, a inni drastycznie zmniejszyli zatrudnienie, żeby w ogóle przetrwać. Uzależnienie praktycznie całej gospodarki dużych regionów europejskich od turystyki prowadzi – i to w nie tak długiej perspektywie – do stagnacji ekonomicznej, bo nie rozwijają przemysłu, produkcji, innowacji.

Czytaj też: Podróż po jedno zdjęcie. Jaka z tego przyjemność?

Najpierw zapłać 5 euro

W Wenecji w ubiegłym roku po raz pierwszy liczba stałych mieszkańców na lagunie spadła poniżej 50 tys. Problem próbowano rozwiązać za pomocą opłat za wejście na terytorium zabytkowego miasta. Żeby spędzić tam dzień, trzeba wydać 5 euro na kod QR i zeskanować go w jednym z siedmiu punktów. Teoretycznie ma to zwiększyć wpływy z turystyki i chociaż w minimalnym stopniu ograniczyć ruch wokół zabytków. Płonne nadzieje, wszak 5 euro to nie wygórowana kwota dla osób decydujących się na przyjazd do Wenecji.

W dodatku, jak wskazują miejscy aktywiści, rozwiązanie ma luki, bo do zapłacenia 5 euro nie obliguje się turystów, którzy zarezerwowali nocleg w akredytowanym hotelu bądź pensjonacie na lagunie. Mogą pobrać kod QR, bo w cenie pobytu zawarta jest opłata klimatyczna – władze Wenecji, kasując jeszcze 5 euro, zabierałyby im pieniądze dwa razy za to samo.

Wcześniej miasto próbowało walczyć też z wycieczkowcami, które obciążają gospodarkę i dewastują dno morskie. Wenecja jest na tym punkcie przeczulona, bo stoi na palach, w dodatku szybko się zapada. W czerwcu 2019 r. wycieczkowiec MSC „Opera” z powodu problemów z silnikiem staranował małą jednostkę pasażerską i z impetem wbił się w zabytkowe nabrzeże. Pięć osób zostało rannych, przez Wenecję przetoczyły się protesty – mieszkańcy domagali się restrykcji dla statków. Powstały, ale rzadko są przestrzegane, głównie dlatego, że statki, które mogą wypluć na brzeg kilka tysięcy jednodniowych turystów, są zbyt ważne dla gospodarki.

Czytaj też: Szczęśliwe all inclusive? Widać jaskółki zmian

Więcej osób nocuje, niż mieszka

Rada miejska w Sewilli rozważa wprowadzenie biletów na Plaza España, jedną z największych atrakcji tego andaluzyjskiego miasta, ale też po prostu część tkanki miejskiej. To o tyle ciekawy przykład, że pokazuje jedną z większych patologii współczesnej turystyki i reakcji na nią – komercjalizację przestrzeni. Samorządowcy orientują się, że nie są w stanie, z różnych przyczyn, od gospodarczych po polityczne, zapanować nad ruchem turystycznym. Ich instynktowną reakcją stają się więc próby... zarobienia na tym.

Nawet jeśli gdzieniegdzie dochodzi do bardziej zdecydowanych interwencji, niewiele one w gruncie rzeczy zmieniają. Tu z kolei dobrym przykładem jest Florencja, która wprowadziła ograniczenia dla najmu krótkoterminowego. W stolicy Toskanii nie można już zarejestrować nowych nieruchomości, w których świadczone będą tego typu usługi. Dla mieszkańców to jednak listek figowy, władze po prostu zabetonowały status quo. W mieście, w którym co trzecie mieszkanie w historycznym centrum jest już przeznaczone na najem krótkoterminowy, a codziennie od stycznia do końca grudnia noc spędza tyle samo przyjezdnych, ile jest tu stałych mieszkańców, to tylko pudrowanie trupa, jakim powoli staje się lokalna gospodarka, a przez to i tutejsze społeczeństwo. Bez radykalnych rozwiązań nie uda się z tym zerwać.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wakacje młodych Polaków: na pokaz, byle się klikało. Wszyscy wrócą tak samo zmęczeni

Co robi młodzież w wakacje? Dawniej odpoczywała, a dziś szuka atrakcji albo... pracy. Mało kto zrobi sobie wolne od social mediów. A wszyscy wrócą jednakowo zmęczeni. Bo dziś już nawet nicnierobienie nie jest takie samo jak kiedyś.

Zbigniew Borek
26.06.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną