Trzy frakcje z głównego nurtu, czyli centroprawicowa Europejska Partia Ludowa (prognozowane 24 proc. mandatów), centrolewicowi Socjaliści i Demokraci (20 proc.) oraz liberalny klub Odnowić Europę (12 proc.) mogą liczyć na łącznie 56 proc. miejsc w 720-osobowej izbie (zamiast dotychczasowych 60 proc.). To na nich opierała się Komisja Europejska kierowana przez Ursulę von der Leyen, ale w głosowaniach nad niektórymi projektami z Zielonego Ładu musiała za pomocą głosów klubu zielonych rekompensować bunt części europosłów, głównie z koalicyjnej EPL.
Tyle że niedawno pakt migracyjny, w którym von der Leyen widzi swoje kluczowe osiągnięcie, prześliznął się przez europarlament wyłącznie dzięki głosom Braci Włochów premier Giorgii Meloni, należącym do klubu konserwatystów (prognozowane 10 proc.). Tej reformie, która zmierza do twardego uszczelniania granic, przeciwni byli nie tylko zieloni, lecz także część centrolewicy. Niedługo po tym głosowaniu szefowa KE podczas debaty eurowyborczej otwarcie nie wykluczyła współpracy z konserwatystami w nowej kadencji. W rezultacie oskarżenia wobec von der Leyen (i EPL) o gotowość do „sojuszów ze skrajną prawicą” już stały się tematem kampanii lewicy i zielonych m.in. w Hiszpanii, Niemczech czy we Włoszech.
O stałym porozumieniu koalicyjnym z konserwatystami nie ma mowy choćby dlatego, że musiałoby oznaczać europarlamentarny alians Platformy Obywatelskiej z Prawem i Sprawiedliwością. Do porozumień w konkretnych głosowaniach dochodziło jednak już wcześniej, a w 2019 r. część europosłów PiS poparła von der Leyen na szefową Komisji. I czy wszyscy w klubie konserwatystów to „radykalna” czy nawet „skrajna prawica”? Meloni teraz jest dość centroprawicowa, ale postfaszystowskie korzenie utrudniają dyskusję o etykietach partyjnych.