Gen. mjr Wadim Skibicki, zastępca szefa GUR, czyli ukraińskiego wywiadu, udzielił wywiadu tygodnikowi „The Economist”. Uwagę mediów przykuły te zdania: „Patrząc na ewentualne zakończenia wojny, można stwierdzić, że zwycięstwa na polu walki mogą nie wystarczyć. Nawet jeśli Ukraina zdoła wypchnąć rosyjskie wojska ze swojego terytorium, wojny takie jak ta ostatecznie kończą się traktatami”.
Dziennikarze elegancko to wypaczyli: Skibicki powiedział, że nie zwycięstwo na polu walki zdecyduje o pokoju, ale negocjacje i traktat. Porównajcie i dostrzeżcie subtelne różnice, w relacjach znikł np. tryb przypuszczający. A to nie wszystko. Skibicki dodał: „Obie strony walczą o najdogodniejsze pozycje (wyjściowe do negocjacji), ale rozmowy mogą się zacząć najwcześniej w drugiej połowie 2025 r., jak się to ogólnie ocenia. Do tego czasu Rosja też doświadczy poważnych wyzwań, np. z dostawami uzbrojenia, którego braki może bardzo odczuć wiosną 2026 r. z powodu niedoboru materiałów i inżynierów”. O tym już się media nie zająknęły, a to bardzo ważne. Więcej napiszemy wkrótce.
Lęk przed wiosną 2026
Rosjanie też widzą zagrożenie „wiosną 2026”, co znalazło wyraz w dwóch wydarzeniach. Po pierwsze, Siergiej Szojgu ostro skrytykował przemysł obronny, w tym Denisa Manturowa, ministra przemysłu i handlu odpowiedzialnego także za produkcję zbrojeniową, Siergieja Chemezowa stojącego na czele korporacji Rostech (coś w rodzaju naszego PGZ) oraz, co ciekawe, zastępcę szefa Rady Bezpieczeństwa Narodowego Dmitrija Miedwiediewa – za zbyt powolne rozwijanie produkcji i zaniedbania w dostarczaniu sprzętu i amunicji.