Rewolucja małych kroków
Jak wchodziliśmy do NATO? Dość szybko, choć nie bez przeszkód
Nadzieję na zerwanie z porządkiem jałtańskim przyniosło m.in. wystąpienie George’a Busha w Hamtramck w stanie Michigan z kwietnia 1989 r. Prezydent USA wyłożył w nim ideę Starego Kontynentu, „wolnego i zjednoczonego”, z warunkiem przywrócenia wolności Europie Środkowej.
Krzysztof Skubiszewski, minister spraw zagranicznych w pierwszym niekomunistycznym rządzie Polski, w sejmowym exposé z 1990 r. zapowiadał, że „gwarancji naszej niepodległości będziemy poszukiwać w szerszym układzie bezpieczeństwa europejskiego i w strukturach współpracy wielostronnej i integrującej”. W tym samym roku polskie służby specjalne w porozumieniu z CIA wywiozły z Iraku sześciu oficerów służb amerykańskich. W czerwcu Rada Północnoatlantycka w szkockim Turnberry zaprosiła państwa rozpadającego się Układu Warszawskiego do współpracy, a w lipcu Bush zaproponował ustanowienie regularnych kontaktów Polski z NATO.
Nie było tylko wiadomo, jaka będzie przyszłość NATO, które powstało przecież w odpowiedzi na zagrożenie radzieckie, a ono teoretycznie właśnie zanikało. Obawiano się jednak powstania szarej strefy (nie)bezpieczeństwa, o którą trwałyby destabilizujące spory między Rosją a Zachodem. Skubiszewski jeszcze w pierwszej połowie 1991 r. – w czasie grzebania Układu Warszawskiego i Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej – mówił, że ze względu na równowagę w regionie Rzeczpospolita nie jest zainteresowana wejściem do Sojuszu. Ambasador w USA Kazimierz Dziewanowski, przygotowujący wizytę premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego w Waszyngtonie, zapisał w swoim dzienniku pod datą 23 sierpnia 1991 r., że „proste przystąpienie do NATO natychmiast jest nadal chyba jeszcze mało realistyczne”. Ważne było też budowanie wizerunku państwa wiarygodnego, co umożliwiało przeprowadzanie reform politycznych i gospodarczych, w tym zakończony sukcesem proces negocjacji oddłużeniowych Polski na Zachodzie.