Największy zamach od czasów Dubrowki. Putin szuka winnych. Teraz może przykręcić śrubę
W podmoskiewskim centrum biznesowo-rekreacyjnym Krokus zginęło 115 osób, a kolejne 115 trafiło do szpitali. Jeszcze przed godz. 6 rano lokalnego czasu strażacy gasili ogień w budynku. Komitet Śledczy wszczął postępowanie z art. 205 kodeksu karnego o atakach terrorystycznych. Zatrzymano 11 osób, w tym czterech podejrzanych o zamach – informują kremlowskie służby prasowe.
Na miejscu zabezpieczono broń i dużą ilość amunicji. Trwają badania genetyczne i balistyczne, sprawdzane są odciski palców i nagrania z kamer CCTV. Do ataku przyznało się tzw. Państwo Islamskie.
„Brodaci mężczyźni o wyglądzie kaukaskim”
Świadkowie zeznali, że „brodaci mężczyźni o wyglądzie kaukaskim” podjechali pod halę minibusem. Zachowywali się jak dobrze przygotowani bojownicy: zabili strażników przy drzwiach, zablokowali główne wejście. Musieli przejść szkolenie strzeleckie, być może mieli doświadczenie w walce w małej grupie – zauważa dziennik „Izwiestia”.
Media sprzyjające władzy nie dostały odgórnej dyspozycji, kogo obwinić, sugerują więc intuicyjnie: ukraiński wywiad, napaść z inspiracji „kolektywnego Zachodu”, a nawet rosyjskie formacje ochotnicze walczące po stronie Ukrainy. Ślad islamski jest zdecydowanie najmniej wygodny. W zasadzie natychmiast uznała go za fake newsa znana szefowa Russia Today.
8 marca ambasada USA w Rosji ostrzegła przed działaniami ekstremistów w obiektach cywilnych m.in. podczas publicznych wydarzeń. Według „New York Timesa” Amerykanie informowali Moskwę o zbliżającym się ataku Chorasanu. Władze Rosji „mają na rękach muzułmańską krew w Afganistanie, Czeczenii i Syrii”, a „Chorasan od dwóch lat ma obsesję na punkcie Rosji” – wyjaśnia na łamach „NYT” analityk ds. walki z terroryzmem Colin Clark.
Kreml wini Kijów
Putin te ostrzeżenia odrzucił. „Wygląda to na jawny szantaż, próbę zastraszenia i destabilizacji naszego społeczeństwa” – cytowała rosyjskiego prezydenta agencja TASS. Gdyby potwierdziło się sprawstwo ugrupowania islamistycznego, Putin byłby zatem winien, że mu nie zapobiegł. Już pojawiają się sugestie, że to kanały związane z ukraińskim wywiadem rozpowszechniają fałszywe informacje o zamachu na tle islamistycznym. „Terroryści nie zakrywali twarzy. Miało być widać, że to islamscy terroryści” – twierdzi były doradca Kremla Siergiej Markow.
Rosyjskie media najczęściej oskarżają o atak Ukrainę, a władze w Kijowie kategorycznie temu zaprzeczają. Komentował doradca szefa kancelarii prezydenta Wołodymyra Zełenskiego Mychajło Podolak: „Postawmy sprawę jasno: Ukraina nie ma absolutnie nic wspólnego z tymi wydarzeniami. Po pierwsze, toczymy pełnoprawną, ogromną, intensywną wojnę z regularną rosyjską armią i Federacją Rosyjską. (...) Po drugie, Ukraina nigdy nie stosowała metod terrorystycznych, w przeciwieństwie do Rosji”.
Kontrolowana przez Gazprom stacja NTV opublikowała wideo, na którym sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Oleksij Daniłow rzekomo potwierdza udział Kijowa w zamachu: „Dziś w Moskwie jest fajnie, myślę, że jest bardzo fajnie. Chciałbym wierzyć, że będziemy częściej organizować dla nich taką zabawę”. Niezależny portal Meduza szybko ten materiał zdemistyfikował. Okazało się, że przywołana wypowiedź, wyrwana z kontekstu, pochodzi z rozmowy szefa ukraińskiego wywiadu wojskowego Kyryła Budanowa.
Ukraina obwinia reżim Putina
Według innej z przyjętych przez rosyjskie media wersji zdarzeń za atakiem mógł stać Rosyjski Korpus Ochotniczy. Dziennik „Kommersant” sugeruje, że już nocą służby zaczęły słać listy gończe za „młodymi ludźmi, Słowianami, ponadprzeciętnie wysokimi, do 180 cm wzrostu, [którzy] mogli nosić sztuczne brody i wąsy”. Według źródeł gazety na krótko przed atakiem funkcjonariusze FSB zatrzymali grupę Rosjan chętnych wstąpić do RLO. Dowództwo grupy odcięło się od oskarżeń, podobnie jak Legion Swoboda.
Kijów i rosyjska opozycja sugerują z kolei, że to kremlowski reżim organizuje zamach podobny do tych, które w 1999 r. posłużyły do sprowokowania drugiej wojny czeczeńskiej. W trzech miastach Rosji, m.in. w stolicy, doszło wtedy do eksplozji na osiedlach, o które oskarżono czeczeńskich bojowników. Dziś wiadomo, że stały za nimi służby bezpieczeństwa Rosji. „Pamiętamy, jak reżim Putina i jego służby specjalne przygotowywały grunt pod drugą wojnę czeczeńską. Patrząc na nagrania z Krokusa, nie sposób oprzeć się wrażeniu déjà vu. To prawdopodobne, że i ten atak zorganizowały służby bezpieczeństwa Rosji” – czytamy w oświadczeniu Garry’ego Kasparowowa z Forum Wolnej Rosji.
„Zamach pod Moskwą to zaplanowana prowokacja Kremla, której celem jest podsycanie antyukraińskiej histerii w rosyjskim społeczeństwie, stworzenie warunków do przyspieszenia mobilizacji obywateli do udziału w zbrodniczej agresji przeciw naszemu państwu i zdyskredytowanie Ukrainy w oczach społeczności międzynarodowej” – czytamy na stronie MSZ Ukrainy. Zdaniem ukraińskiego wywiadu „niezakłócony ruch grupy strzelców z bronią automatyczną w hali pod Moskwą i mnóstwo innych jednoznacznych dowodów wskazuje, że strzelaninę zorganizowały rosyjskie służby bezpieczeństwa” – czytamy na oficjalnym koncie resortu na Telegramie.
Kremlinolodzy zwracają uwagę na inny wymiar ataku pod Moskwą: słabość służb, niezdolnych do takich akcji. „Nie dlatego, że nie wierzę w ich zdolność do zorganizowania prowokacji, ale dlatego, że nie wierzę w ich zdolność do inteligentnego przewidzenia jej skutków” – tłumaczy politolog Władimir Pastuchow, przekonany, że winni zostaną wskazani, a nie odnalezieni. I najpewniej będą to jednak Ukraińcy.
Rosja nie radzi sobie z kryzysem
Rosyjskie reakcje na atak dowodzą, że władze z trudem radzą sobie z kryzysem. Media ewidentnie nie dostały „przekazu dnia”, większość stacji nie relacjonuje wydarzeń na żywo. Kanał Pierwszy doniósł o sprawie w zaledwie trzyminutowym komentarzu przed programem informacyjnym. Służbom bezpieczeństwa nie udało się zapobiec ucieczce zamachowców, choć uruchomiono w Moskwie plan „Syrena” – wzmocniono patrole, trwają rewizje aut i środków komunikacji.
O słabości państwa świadczy też histeria polityków, zwłaszcza Dmitrija Miedwiediewa. Były prezydent, „liberalna” twarz Rosji, żąda egzekucji terrorystów i represji wobec ich rodzin. W moralne tony uderzył czeczeński przywódca Ramzan Kadyrow – chociaż jego siepacze, jak pamiętamy, dokonali w przeszłości niejednego zabójstwa politycznego (w tym ataku na lidera rosyjskiej opozycji Borysa Niemcowa w 2015 r.). Kadyrow potępił „akty przemocy, okrucieństwa i lekkomyślności skierowane przeciw ludności cywilnej, przekraczające wszelkie granice, naruszające podstawowe zasady humanitaryzmu” – napisał w sieci.
Kreml oczekuje, że zamach potępi cała społeczność międzynarodowa. I to w znacznej mierze się dzieje. Atak skrytykowały Rada Bezpieczeństwa ONZ, Unia Europejska „jest zszokowana”, ambasada USA w Moskwie jako jedna z pierwszych złożyła kondolencje rodzinom. Zamach potępili chiński przywódca Xi Jinping, premier Indii Narendra Modi, król Arabii Saudyjskiej Salman ibn Abd al-Aziz Al Su’ud, a także kraje WNP, Turcja oraz Iran. Do sprawy odniosły się zachodnie rządy, m.in. Niemiec, Włoch, Francji i Polski. Kondolencje złożyła Julia Nawalna, wdowa po Aleksieju.
Dziś kluczowe pytanie nie dotyczy tego, kto stoi za zamachem, lecz do czego posłuży on władzy. To największy atak terrorystyczny od zamachu w teatrze na moskiewskiej Dubrowce w październiku 2002 r. Opozycja i krytycy Kremla od dawna spodziewali się dokręcenia śruby i wzmożonych represji, przestawienia kraju w tryby neototalitarne, posłania kolejnych tysięcy rekrutów na front w Ukrainie. Po zwycięstwie Putina w „wyborach”, które dały mu zielone światło, brakowało tylko stanu wyjątkowego, który mógłby posłużyć za pretekst do wdrożenia tych planów.