„Polityka migracyjna nie przesądzi o wynikach” – przewidują politolodzy Iwan Krastew i Mark Leonard w analizie przed czerwcowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego. Z badania pracowni YouGov i Datapraxis w 12 krajach Unii wynika, że tylko 15 proc. respondentów uważa imigrację za główny kryzys ostatniej dekady. Kluczowa jest dla wyborców jedynie w Niemczech i Austrii. Co ciekawe, w aż pięciu krajach: Rumunii, Grecji, Włoszech, Hiszpanii i na Węgrzech, emigracja uznawana jest za problem równie ważny lub nawet ważniejszy. Polska na tym tle wypada umiarkowanie, plasując się prawie w środku stawki. 38 proc. respondentów martwi się imigracją, niewiele mniej, 31 proc., sprawy imigracji i emigracji uważa za równie istotne.
Najbardziej sceptyczne wobec przybyszów są Holandia, Austria i Niemcy (odpowiednio 63, 53 i 44 proc. wskazań), co jest spójne z ogólnymi nastrojami w tych krajach i wynikami ostatnich wyborów (vide triumf Partii Wolności Geerta Wildersa). Na przeciwległym biegunie sytuują się Rumunia, Grecja i Węgry, gdzie znacznie pilniejsze wydają się mieszkańcom problemy wynikające z emigracji.
Ukraina, Trump, porażki i sukcesy
Inną ważną osią podziału na prawicy jest stosunek do wojny i dalszego wspierania Ukrainy przez UE. Tu różnice są jeszcze wyraźniejsze; wiele wiodących konserwatywnych sił popiera zaangażowanie Brukseli po stronie Kijowa, zwłaszcza PiS i Bracia Włosi. O pozycji tej drugiej partii i znaczeniu jej liderki, premier Giorgii Meloni w budowaniu szerokiego frontu pomocy dla Ukrainy pisaliśmy niedawno, wskazując na jej kluczową rolę w namawianiu Viktora Orbána do zmiany zdania w tej sprawie. Spośród liczących się sił tylko AfD w Niemczech, austriacka Partia Wolności i węgierski Fidesz wolałyby naciskać na Kijów, by porozumiał się z Rosją (czyli zgodził się de facto na oddanie części ziem).
Te dane wyglądają jeszcze ciekawiej, gdy zestawi się je z badaniem na temat stosunku do ewentualnej wygranej Donalda Trumpa w listopadowych wyborach. Najbardziej z jego powrotu do Białego Domu ucieszyliby się wyborcy Fideszu (57 proc. głosów zadowolenia, tylko 10 proc. zaniepokojenia). Wysoko notowania Trumpa stoją też w elektoracie hiszpańskiego Vox (41 do 21 proc.) i polskiej Konfederacji, gdzie dostał piąty najwyższy wynik w Europie (34 do 21 proc.).
Trumpa najbardziej nie chcą osoby głosujące na austriackich i niemieckich Zielonych (odpowiednio 92 i 93 proc. negatywnych odpowiedzi) i hiszpański Sumar, nowe wcielenie Podemos (91 proc.). Nie powitałoby go z otwartymi ramionami 66 proc. wyborców Koalicji Obywatelskiej i 55 proc. sympatyków Lewicy.
Choć raczej pozytywne, te wyniki to spore wyzwanie dla liberalnych i proeuropejskich polityków. Zwłaszcza we Włoszech i Szwecji, gdzie eurosceptycy są proukraińscy i nie wyłamują się z głównego nurtu, ciężko będzie zbudować skuteczną narrację wyborczą. Nie da się użyć argumentu o ewentualnych zagrożeniach dla jedności europejskiego frontu na rzecz Kijowa w razie dobrego wyniku prawicowych sił.
Generalnie, jak wskazują Krastew i Leonard, Unia, podobnie jak prounijne partie w poszczególnych krajach, ma problemy z komunikowaniem własnych sukcesów. Dobrym przykładem jest zarządzanie kryzysowe w czasie pandemii – zdaniem aż 35 proc. respondentów wspólnota odegrała wówczas negatywną rolę. Zaledwie 31 proc. ocenia jej działania pozytywnie. Europejczycy są też w większości rzadko skłonni do poświęceń na rzecz środowiska. Zaledwie co czwarty zaakceptowałby wyższe rachunki i koszty dla swojego gospodarstwa domowego w imię zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych. 41 proc. woli płacić mniej, niż akceptować politykę klimatyczną i związane z nią osobiste obciążenia finansowe.
Podkast: Polska wraca do Europy. Ale to nie takie proste
Polexit, franxit, hunexit?
Ciekawym elementem badania jest też, z naszego punktu widzenia, analiza nastawienia elektoratu PiS do Unii i samego Jarosława Kaczyńskiego. Zaledwie 21 proc. osób głosujących na tę partię uważa, że prezes chciałby doprowadzić do polexitu. To jeden z najniższych wyników, mniej zyskała tylko Meloni w elektoracie Braci Włochów (20 proc.) oraz, co ciekawe, Orbán wśród zwolenników Fideszu (18 proc.). Czyli nawet osoby eurosceptyczne i krytyczne wobec UE nie chciałyby opuszczać jej struktur, co wydaje się krzepiące. Gorzej wygląda sytuacja np. we Francji – aż 58 proc. wyborców Marine Le Pen uważa, że ich liderka dążyłaby do franxitu.
Kaczyński ma z kolei najgorszy wizerunek wśród wyborców innych polskich partii. Aż 66 proc. osób głosujących na inne niż PiS ugrupowania widzi w nim kogoś, kto dąży do polexitu. 64 proc. twierdzi, że jest gotów na obstrukcję unijnych prac, natomiast 59 proc. – że chciałby doprowadzić do rozpadu UE. Z Kaczyńskim może się równać tylko węgierski premier.
Czytaj też: Jak PiS dawał się rozgrywać Orbánowi
Badanie ECFR pokazuje, że europejskie społeczeństwa bardzo różnie postrzegają najważniejsze kwestie polityczne, społeczne i gospodarcze. O ile wśród wyborców progresywnych widać dążenie do jedności, o tyle centroprawica i formacje eurosceptyczne mocno się różnią, zwłaszcza w sprawach geopolitycznych, jak wojna w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie.
Nie znaczy to, że znika zagrożenie, które niosłaby dominacja skrajnej prawicy. Należy pamiętać, że na wielu etapach procesu decyzyjnego we wspólnocie obowiązuje jednomyślność. Poza tym Unia sporo zyska, jeśli utrzyma wspólny front w obliczu zewnętrznych zagrożeń i niepewności (ryzyko rosyjskiej inwazji na kraje NATO, ewentualny powrót Trumpa do Białego Domu). Przed rządzącą w UE Partią Ludową wiele pracy, zwłaszcza komunikacyjnej – a do wyborów nie zostało wcale dużo czasu.