Gra na dwa fortepiany
Czy Fico pójdzie w ślady rodzimych dyktatorów? Słowacja staje się rozbijaczem jedności Zachodu
Tiso, przywódca wojennego państewka słowackiego, kolaborował z Hitlerem i brał udział w rozbijaniu Czechosłowacji w latach 1938–39. Komunista Husák kolaborował z Breżniewem i brał udział w deptaniu Praskiej Wiosny w 1968 r. A Fico jesienią po raz czwarty został premierem Słowacji, i obserwując jego poczynania, słowaccy, ale też czescy publicyści coraz częściej wieszczą, że pójdzie w ślady wspomnianych rodaków i pod jego kierownictwem kraj wpadnie w orbitę coraz bardziej agresywnej Moskwy. I jednoznacznie punktują jego kolejne kroki: deptanie praworządności (właśnie rząd, w stylu węgierskim i polskim, przejmuje RTVS, publiczne radio i telewizję), ataki na media, próby zastraszania opozycji, a przede wszystkim podsycanie i tak silnych w społeczeństwie antyzachodnich fobii i niemoralne wygibasy słowne, w których winą za trwającą w Ukrainie wojnę obarczane są Kijów i Zachód, a rozgrzeszana jest Moskwa.
Jak dyktatorzy z przeszłości
Fico z jednej strony obraża się za porównywanie go z dyktatorami z przeszłości. Z drugiej – sam napędza te strachy i prowokuje takie skojarzenia. W styczniu w towarzystwie swoich koalicyjnych partnerów pojechał na cmentarz w bratysławskiej dzielnicy Dubravka i złożył kwiaty na grobie Husáka, komunistycznego prezydenta, który kierował Czechosłowacją z nadania Kremla po tym, jak w 1968 r. próba demokratyzowania socjalizmu skończyła się inwazją wojsk Układu Warszawskiego i sowiecką okupacją. Gest Ficy komentowano ze szczególnym oburzeniem w sąsiednich Czechach. Tamtejszy prawicowy premier Petr Fiala, najprawdopodobniej w bezpośredniej reakcji na te niesmaczne zaduszki, oznajmił, że w przeciwieństwie do poprzedników jego gabinet nie będzie brał udziału w tradycyjnych wspólnych posiedzeniach rządów obu krajów.