Odyseuszowi powrót z wojny trojańskiej do Itaki zabrał 20 lat. Amerykanie na powrót na powierzchnię Księżyca czekali ponad pół wieku (licząc od 1972 r., czyli od ostatniej załogowej misji Apollo 17). Zapewne dlatego pojazd, który 23 lutego miał osiąść na największym satelicie Ziemi, otrzymał nazwę „Odyseusz”.
Zbudowała go notowana na giełdzie prywatna spółka Intuitive Machines z Houston, co chętnie podkreślano – jako znak czasów – w relacjach z lądowania. Aczkolwiek stwierdzenie, że za powrotem na Księżyc stoją prywatne pieniądze, nie jest precyzyjne. Państwowa agencja kosmiczna NASA zapłaciła Intuitive Machines 118 mln dol. m.in. za dostarczenie na Srebrny Glob sześciu instrumentów badawczych. Zrobiła to w ramach polityki większego angażowania prywatnych podmiotów w eksplorację kosmosu. Dzięki temu projekty mają być tańsze oraz szybciej i lepiej realizowane.
Obecnie różnie z tym bywa, czego przykładem jest właśnie „Odyseusz”. Niedługo przed lądowaniem okazało się, że nie można włączyć laserowych dalmierzy, bez których manewr ten jest niemożliwy do przeprowadzenia. Na szczęście na pokładzie znajdowało się inne, należące do... NASA, laserowe urządzenie do pomiaru odległości. Informatycy musieli więc nerwowo uaktualniać oprogramowanie „Odyseusza”, by podczas lądowania korzystał z danych dostarczanych przez instrument agencji kosmicznej. Na tym jednak problemy się nie skończyły. Pojazd lądował z trochę za dużą prędkością oraz przesuwał się horyzontalnie. Prawdopodobnie dlatego zaczepił o jakąś nierówność terenu i się wywrócił (jest wysokim na prawie 4 m sześciokątnym cylindrem o średnicy 1,6 m). To z kolei spowodowało problemy z łącznością i nadesłaniem fotografii wykonanych na powierzchni Księżyca.
Agencja NASA zakontraktowała w Intuitive Machines jeszcze dwa podobne księżycowe lądowniki.