W Kijowie pojawiło się kilkoro premierów i szefowa komisji europejskiej, a kolejne kraje grupy G7 podpisały z Ukrainą umowy obronne. Prezydent Biden i sekretarz generalny NATO potwierdzili wsparcie „tak długo, jak będzie trzeba”. Przez Europę przeszły manifestacje, a na profilach w internecie zajaśniały niebiesko-żółte flagi. Prezydent Zełenski nie chciał psuć tej atmosfery, ale powiedział głośno, że wiedzą, czego Ukraina potrzebuje bardziej od oświadczeń i płomiennych przemówień. Wszystkie eksperckie raporty mówią o głodzie amunicji i kłopotach mobilizacyjnych w Ukrainie, potwornym zmęczeniu walczących drugi rok oddziałów, chwiejącym się wsparciu Ameryki i rosyjskiej inicjatywie na froncie. Niektóre opracowania wytykają, że największa szansa pobicia Rosji istniała jesienią 2022 r., kiedy nieprzygotowana do zajęcia kraju armia Putina była w odwrocie, a Ukraina w natarciu, ale już wtedy brakowało jej broni. Od tego czasu Rosja zmobilizowała i odbudowała armię, przeszła w wojenny tryb produkcji i powoli posuwa się naprzód w Donbasie i Zaporożu.
Część opinii sugeruje, że Putin już czuje wygraną nie tylko z Ukrainą, ale i z całym Zachodem. Zaledwie tydzień temu ostatni ukraińscy obrońcy musieli opuścić szańce Awdijiwki, kompletnie zrujnowanego przedmieścia Doniecka. Linia frontu przesunęła się o kilka kilometrów, kosztem dziesiątek tysięcy zabitych – szacunki mówią o stratach większych niż pod Bachmutem. Ale Rosja ma pod dostatkiem armatniego mięsa, więcej samolotów i więcej amunicji. To, że jeden ukraiński żołnierz zabija siedmiu do dziesięciu agresorów, nie niweluje faktu, że na ukraińskie pozycje spada siedem do dziesięciu razy więcej pocisków i bomb. Ukraina uczciła drugą rocznicę wojny zestrzeleniem drugiego cennego dla Rosji samolotu zwiadowczego i kilku taktycznych bombowców.