Zabójczy mizoginizm. W Afryce giną tysiące kobiet, najczęściej z rąk bliskich im mężczyzn
Afryka mierzy się ze wzrostem liczby morderstw kobiet. Zabijane są przede wszystkim ze względu na swoją płeć, giną z rąk bliskich mężczyzn – mężów, ojców albo byłych czy obecnych partnerów. Szacunki Organizacji Narodów Zjednoczonych mówią o 20 tys. ofiar w Afryce w 2022 r. Sami autorzy raportu i eksperci podkreślają, że liczby te są na pewno znacznie wyższe, co najmniej kilka razy, tak wielu przypadków nie odnotowano w policyjnych rejestrach. Wiele zabójstw dokonywanych jest ze szczególnym okrucieństwem. Bywa, że mordercy nie zadowalają się jednym cięciem. Dźgają wielokrotnie, odrąbują głowy, ćwiartują ciała, oblewają ofiary łatwopalnym płynem i podpalają. Kilka lat temu grupa mężczyzn w południowo-zachodniej Kenii maczetą poderżnęła gardło kobiecie, którą uznali za czarownicę. Eksperci i organizacje kobiece mówią o epidemii kobietobósjtw oraz o pladze zabójczego mizoginizmu.
Głośne zabójstwa kobiet w Afryce
Do szeregu bardzo brutalnych zabójstw kobiet doszło w ostatnich tygodniach w kliku afrykański krajach. Zbrodnie nagłaśniali aktywiści, na ulice wychodzili oburzeni obywatele, podczas protestów domagali się, by rządy podjęły pilne środki zaradcze. Afrykański front obywatelskiej walki z kobietobójstwami i starań o równe prawa dla kobiet biegnie przede wszystkim w Kenii. W styczniu ujawniono tam 31 zabójstw kobiet, ofiar umyślnych zabójstw lub pobić ze skutkiem śmiertelnym. Jedną z ofiar była gwiazda mediów społecznościowych Starlet Wahu. Wykrwawiła się po zranieniu nożem, sprawcą był najpewniej poznany przez internet mężczyzna. Po zatrzymaniu kilka kobiet wskazało go jako sprawcę wcześniejszej przemocy.
Przypominane są też najgłośniejsze zabójstwa kenijskich kobiet z poprzednich lat. Jesienią 2021 r. zginęła m.in. Agnes Jebet Tirop, biegaczka długodystansowa i olimpijka. Zdobywała medale na mistrzostwach świata, podczas igrzysk w Tokio w 2020 r. przybiegła na czwartej pozycji w biegu na 5 tys. m. Według prokuratury zasztyletował ją obecnie sądzony mąż. Pochowano ją w dniu 26. urodzin. Kilka miesięcy później w tym samym mieście, ośrodku treningów długodystansowców, zamordowano 28-letnią biegaczkę Damaris Muthee Mutuę, pochodzącą z Kenii i występującą dla Bahrajnu. Została uduszona, podejrzenia padły na jej etiopskiego partnera, też sportowca.
Wciąż najbardziej znanym przypadkiem afrykańskiego kobietobójstwa pozostaje zamordowanie modelki z RPA Reevy Steenkamp. W walentynki 2013 r. w Pretorii zastrzelił ją sprinter Oscar Pistorius, biegający dzięki protezom z włókna węglowego. Pistorius przełamał bariery niepełnosprawności, był gwiazdą globalnej wielkości. Jego proces śledzono z ogromną uwagą, cały świat poznał rozkład łazienki, przez drzwi której oddał cztery strzały, myląc – tak nadal twierdzi – narzeczoną z włamywaczem. Los Steenkamp nie był odosobniony. W tamtym czasie w RPA, w najwyżej rozwiniętym afrykańskim kraju, ofiarą śmiertelną przemocy domowej padało ponad tysiąc kobiet rocznie. Biegacz na początku 2024 r. wyszedł z więzienia. Sprawa miała być przełomem, ale w ciągu dekady liczba kobietobójstw w RPA wcale nie spadła – jest dwukrotnie wyższa, kobieta ginie przeciętnie co cztery godziny, połowę z nich zabijają bliscy im mężczyźni.
Czytaj także: Raport WHO. Jedna na trzy kobiety doświadczyła przemocy w związku
Telefon zaufania dzwoni 150 razy dziennie
Państwa afrykańskie są stronami konwencji ONZ zakazujących przemocy, bicie i mordowanie penalizowane jest także na gruncie krajowych przepisów. Kluczowe pozostaje ich egzekwowanie. Za wolno ściga się sprawców lub w ogóle się tego nie robi. W unikaniu odpowiedzialności pomagają pieniądze, sprzedajność urzędników, sędziów i funkcjonariuszy. Nie zbiera się skrupulatnych danych, państwa wyręczają w tym organizacje wspierające kobiety. Telefon zaufania jednej tylko kenijskiej organizacji dzwoni przeciętnie 150 razy dzienne. Dzwoniące narażone są na codzienne niebezpieczeństwa. Kenijskie kobiety starają się nie podróżować same i wracać do domu przed nocą. A to jest trudne, bo mrok zapada o szóstej, na równiku ciemno robi się szybko, słońce nie czeka na powroty z pracy czy ze szkoły.
Kobiety angażujące się w Afryce w walkę z przemocą mówią o niewidzialnym, niedostrzegalnym problemie, odnoszącym się do podstaw postrzegania ich roli w społeczeństwie i przysługujących im praw. Zbyt często – także w RPA – traktowane są jak część inwentarza należącego do mężczyzn. Kobiety, razem z dziećmi, postrzegane są jak przedmiot, którym można swobodnie dysponować. Także przemoc uchodzi za prywatną sprawę poszczególnych rodzin. Ten pogląd utwierdza powszechny, głęboko zakorzeniony mizoginizm i reguły rynku pracy, premiujące mężczyzn jako tych, którzy zarabiają więcej i tak budują przewagę nad kobietami. W RPA rolę wciąż odgrywa dziedzictwo apartheidu i brutalność systemu, w którym wychowało się kilka pokoleń, przekazując wzorce kolejnym generacjom. Ale to nie może być jedyna przyczyna, skoro co trzecia Kenijka – a w Kenii apartheidu przecież nie było – przyznaje, że doświadczyła jakiejś formy przemocy fizycznej.
Statystyki kobietobójstw poszły w górę podczas pandemii, stopień agresji podniósł się wraz z kryzysem gospodarczym i obostrzeniami epidemicznymi. W Kenii odnotowano wtedy wzrost przypadków małżeństw przymusowo zawieranych przez dzieci. Częściej okaleczano narządy płciowe dziewczynek, dochodziło do większej liczby pobić i molestowania kobiet dorosłych. Styczniowe protesty w Kenii określono jako największe obywatelskie protesty w historii kraju. Prezydent William Ruto milczy, jego rząd oskarżany jest o bezczynność, udostępnił jedynie numer, pod którym można wskazywać sprawców przestępstw. To jednak za mało, bo potrzebna jest zmiana sposobu działania zdominowanej przez mężczyzn policji i całego wymiaru sprawiedliwości.
Czytaj także: Przemoc. Choroba narodowa Meksyku
Kobiety giną na całym świecie
I to nie jest tylko problem Afryki. Raport ONZ może być nieprecyzyjny, ale oddaje proporcje. W obu Amerykach w 2022 r. miało dojść do 7,9 tys. przypadków kobietobójstwa, w Europie 2,3 tys. i 200 w Oceanii. Są kraje, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie, gdzie przemoc wobec kobiet sankcjonowana jest przez władze państwowe lub prowadzi ono kampanię ich prześladowań, na to nakładają się jeszcze tzw. zabójstwa honorowe, wykonywane przez mężczyzn w bałamutnie rozumianej obronie czci rodu, którą miała zbrukać nieposłuszna siostra czy żona.
Niezależnie od regionu świata przyczyny morderstw kobiet są bardzo podobne. Giną one często z rąk przemocowych mężczyzn, od których są finansowo zależne i którzy izolują je od osób, które mogłyby udzielić im wsparcia. Pomoc polega na zdobyciu samodzielności finansowej, w tym dla kobiet, które przez całe dorosłe życie nie pracowały, bo np. utknęły w domu, wychowując dzieci. Podobne są też reakcje ofiar. Zawstydzanych, wbijanych w poczucie winy, obarczanych odpowiedzialnością za prowokowanie swoich oprawców strojem bądź rzekomo nieodpowiednim zachowaniem.
Wojnę z kobietami prowadzą też europejscy mężczyźni. Chwilę przed Kenią masowo demonstrowano we Włoszech. W rzadkim odruchu jedności opozycja wezwała rząd Giorgii Meloni, by spróbować wspólnie zatrzymać wzrost liczby zabójstw kobiet. Ogólnokrajowe poruszenie wywołała tragedia 22-letniej Giulii Cecchettin, studentki z Padwy. Wiele wskazuje, że zamordowanej przez byłego chłopaka. Zabójca zadał jej 26 ciosów nożem, ciało porzucił w przydrożnym rowie. W listopadzie przez kraj przeszły ogromne demonstracje, ta w Rzymie liczyła ponad pół miliona osób, manifestujący zwracali uwagę na nierówności mężczyzn i kobiet, np. to, że 37 proc. obywatelek Włoch nie ma konta w banku, co oznacza, że nie mogą swobodnie dysponować swoim majątkiem. Prezydent Sergio Mattarella falę przemocy – we Włoszech w zeszłym roku z rąk bliskich mężczyzn zginęło ponad sto kobiet – określił po prostu porażką społeczeństwa, które nie zdołało wspierać równych praw dla kobiet i mężczyzn. Siostra zabitej wezwała do rewolucji kulturowej. Bo nie uznaje zabójcy za potwora. Taka kategoryzacja oznaczałaby, że jest kimś wyjątkowym, a tymczasem pozostaje „zdrowym synem patriarchalnego społeczeństwa, przesiąkniętego kulturą gwałtu”. Protestuje Hiszpania. We Francji do kobietobójstwa dochodzi co trzy dni. Wiarygodnych i aktualnych danych z Polski brak, Centrum Praw Kobiet ocenia, że może chodzić nawet o pół tysiąca przypadków rocznie.
W maju zeszłego roku Parlament Europejski ratyfikował konwencję stambulską, wymierzoną w przemoc wobec kobiet. Kilka państw europejskich wprowadziło też kobietobójstwo do swoich kodeksów karnych. Rząd koalicji PiS i Suwerenna Polska zapowiadał wycofanie polskiej ratyfikacji, dokonanej jeszcze w 2015 r. Orędownikiem porzucenia konwencji był m.in. minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Tę linię podtrzymuje urzędujący od niedawna premier Słowacji Robert Fico. W Unii Europejskiej konwencji nie ratyfikowały jeszcze Węgry, Litwa i Czechy.
Problem jest tak głęboki, że jedynym sposobem na zerwanie spirali przemocy wydaje się po prostu zmiana cywilizacyjna. Potrzebne będą wszystkie elementy – od zainteresowania sąsiadów, po empatyczną policja, która nie wbije ofiary przemocy w poczucie winy i będzie wspierać raportowanie przypadków pobić oraz molestowania. I przede wszystkim edukacja, która zerwie sztafetę przekazywanej przez kolejne pokolenia nienawiści wobec kobiet.