Świat

Spitzenkandydatka von der Leyen. Czy Niemka ma szansę na drugą kadencję w Brukseli?

Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen Unia Europejska, 2019 / mat. pr.
Zamiar Ursuli von der Leyen, by ubiegać się o kolejną pięcioletnią kadencję na czele Komisji Europejskiej, był od miesięcy tajemnicą poliszynela. Potwierdziła to teraz, przyjmując poparcie rodzimej CDU.

Choć pierwsza kadencja Ursuli von der Leyen dobiega końca dopiero najbliższej jesieni, obsadzanie najwyższych stanowisk w Brukseli zacznie się niedługo po czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. „To wynika z mojego silnego zaangażowania i silnej wiary w sens kształtowania takiej polityki, która może przynieść korzyści wszystkim obywatelom Unii i pozytywnie wpłynąć na ich codzienne życie” – napisała von der Leyen do pozostałych komisarzy UE.

Co dalej? Kolejnym formalnym krokiem będzie marcowa nominacja dla niej na – jak w żargonie z niemieckiego nazywa się ta rola – „spitzenkandydatkę” Europejskiej Partii Ludowej (centroprawicowej międzynarodówki, w której są m.in. niemiecka chadecja, PO i PSL). Najpewniej to właśnie EPL po wyborach znów będzie mieć największy klub, co będzie dodatkowym argumentem na rzecz von der Leyen.

Unijna centrolewica wkrótce sformalizuje nominację Luksemburczyka Nicolasa Schmita na swojego „spitzenkandydata”. Zieloni wskazali Niemkę Terry Reintke i Holendra Basa Eickhouta jako parę swoich „czołowych kandydatów”.

Czytaj też: Media dywagują o nowym fotelu dla Sikorskiego

Von der Leyen musi szukać sojuszników

Jest w tym jednak sporo teatru politycznego. W historii UE tylko raz szefem Komisji Europejskiej został „spitzenkandydat” zwycięskiej EPL – Luksemburczyk Jean-Claude Juncker w 2014 r. Natomiast pięć lat temu „czołowym kandydatem” (także po wygranej EPL) był bawarski chadek Manfred Weber, a mimo to szefową KE została – niezgłaszająca takich aspiracji podczas eurowyborów – ówczesna niemiecka minister obrony von der Leyen. Dlaczego?

Przewodniczący KE musi być wskazany przez szczyt (większością kwalifikowaną premierów bądź prezydentów), potem zatwierdza go Parlament Europejski („za” musi się opowiedzieć ponad połowa europosłów). W 2019 r. m.in. prezydent Francji Emmanuel Macron publicznie sprzeciwiał się kandydaturze Webera (wskazywał na brak doświadczenia we władzy wykonawczej), promując jednocześnie von der Leyen.

A jeśli – co wydaje się mało prawdopodobne – von der Leyen nie zostanie na drugą kadencję? Alternatywny szef KE wcale nie będzie musiał być wybrany z innych „czołowych kandydatów”, bo spora część krajowych przywódców nie czuje się związana wskazaniami unijnych międzynarodówek.

Von der Leyen w 2019 r. zdobyła w Parlamencie Europejskim większość zaledwie dziewięciu głosów. Okazało się, że w tajnym głosowaniu wstrzymało się paru członków niemieckiej chadecji (rozwścieczonych wyeliminowaniem Webera), za to poparła ją część frakcji centroprawicy, centrolewicy, liberałów-zielonych, a także spora część europosłów PiS.

Według obecnych sondaży „superwielka koalicja” trzech frakcji (centroprawicowej EPL, centrolewicowych Socjalistów i Demokratów, liberalno-macronistycznego klubu Odnowić Europę) skurczy się po eurowyborach z obecnych ok. 60 do zaledwie 54 proc. składu nowego Parlamentu Europejskiego. To będzie wymuszać intensywne poszukiwania dodatkowych sojuszników przy zatwierdzaniu nowej Komisji Europejskiej. Sama von der Leyen szuka sojuszników wśród części zielonych, a Manfred Weber jako szef EPL łowi na prawo od swojej frakcji. Wygląda na to, że obecna szefowa KE może liczyć na głos włoskiej premier Giorgii Meloni na szczycie UE i na głosy jej europosłów z partii Fratelli d’Italia (mają frakcję z PiS) w PE.

Czytaj też: Dlaczego Orbán poddał się tak szybko

Obronność, nowy komisarz i Sikorski

Pozostawienie kierownictwa KE w rękach centroprawicowej von der Leyen oznacza, że posadę szefa Rady Europejskiej (obecnie to belgijski liberał Charles Michel) będzie próbowała obsadzić centrolewica. Przez parę lat nieformalnym faworytem był odchodzący premier Portugalii Antonio Costa. Ale musi najpierw wyjść suchą stopą ze skandalu korupcyjnego (jego rząd podał się do dymisji, a Portugalczycy pójdą w marcu do przyspieszonych wyborów). Dużo mówi się też o duńskiej premier Mette Frederiksen.

W nowej układance posada szefa unijnej dyplomacji (obecnie lewicowy Josep Borrell) miałaby przypaść liberałom. Polityczką ich międzynarodówki jest m.in. estońska premier Kaja Kallas.

W ostatnich tygodniach, gdy Europę ogarniają coraz ostrzejsze rolnicze protesty, von der Leyen nie odpuszcza Zielonego Ładu, który był bodaj jej głównym hasłem pięć lat temu. Chce go jednak „przekalibrować”; KE wycofała się z najbardziej drażliwych projektów, w tym ze zredukowania zużycia pestycydów o połowę do 2030 r.

Wojna w Ukrainie i ryzyko powtórnej prezydentury Donalda Trumpa sprawiają, że zwiększenie zdolności obronnych Europy stało się głównym hasłem jej starań o drugą kadencję. Von der Leyen potwierdziła, że chciałaby powołania komisarza ds. obronnych. Media i eksperci coraz częściej przewidują, że na to nowe stanowisko największe szanse ma obecny szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Andrzej Duda: ostatni etap w służbie twardej opcji PiS. Widzi siebie jako następcę królów

O co właściwie chodzi prezydentowi Andrzejowi Dudzie, co chce osiągnąć takimi wystąpieniami jak ostatnie sejmowe orędzie? Czy naprawdę sądzi, że po zakończeniu swojej drugiej kadencji pozostanie ważnym politycznym graczem?

Jakub Majmurek
23.10.2024
Reklama