Obie towarzyszyły przełomowej decyzji parlamentu: Grecja zalegalizowała małżeństwa osób tej samej płci, zezwoliła im także na adopcje dzieci. I przy okazji spełniła obietnicę wyborczą konserwatywnego premiera Kyriakosa Mitsotakisa, która przydała mu głosów z lewej strony i ułatwiła drugą kadencję. Co prawda rządząca Nowa Demokracja Mitsotakisa podzieliła się dwa do jednego, ale projekt wsparła opozycja.
Grecy też są podzieleni: według ostatniego sondażu Metron Analysis małżeństwa tej samej płci popiera 62 proc., adopcję dzieci – 31 proc., i głównie tej kwestii dotyczyło poruszenie opinii publicznej. Do tej pory takie związki małżeńskie często legalizowano w Wielkiej Brytanii, a niedawno w USA małżeństwo ze swoim partnerem zawarł nowy szef lewicowej Syrizy Stefanos Kasselakis. W Grecji od 2015 r. można było zawrzeć związek cywilny, ale dawał niewiele, na przykład uznawał tylko prawa biologicznych rodziców. Teraz to się zmieni, choć nadal nie będzie tu przyzwolenia na użycie metody in vitro ani surogatek.
Grecja stała się 16. członkiem Unii i pierwszym krajem z większością prawosławną, który zdecydował się na takie rozszerzenie formuły małżeństwa. Dla autokefalicznego Greckiego Kościoła Prawosławnego to spory cios. Tym bardziej że w Grecji to nadal bardzo silna religia państwowa, duchowni opłacani są z budżetu, religia w szkołach jest obowiązkowa, każdy nowy rząd wyświęcany przez arcybiskupa Aten, a Cerkiew pozostaje największym właścicielem ziemskim. Próba ograniczenia przywilejów i rozdziału Cerkwi od państwa, podjęta w 2018 r. przez poprzedniego premiera, Aleksisa Tsiprasa, upadła w parlamencie z braku konstytucyjnej większości. Ale w zgodnej opinii wcześniej czy później powróci.