Dlaczego Orbán poddał się tak szybko? Szczyt UE przyjął pakiet pomocy dla Ukrainy
Szczyt uzgodnił w czwartek 50 mld euro pomocy dla walczącej z putinowską Rosją Ukrainy z unijnego budżetu, czyli jednogłośnie w imieniu wszystkich 27 krajów Unii Europejskiej. Choć wielu brukselskich dyplomatów i urzędników obawiało się, że rokowania przeciągną się do późnej nocy, pakiet pomocowy dla Kijowa (50 mld na lata 2024–27), który premier Węgier zablokował na grudniowym szczycie, został uzgodniony już przed południem. Orbán tym razem zaskakująco szybko odpuścił. Czy chwycił się nadziei na fundusze dla Węgier?
Czytaj też: Jak węgierscy doradcy pomogli PiS przegrać wybory
Szantaż Orbána spalił na panewce
Rokowania z Viktorem Orbánem trwały parę godzin w małej grupie z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem, prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, premierką Włoch Giorgią Meloni i szefową Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen. Reszta uczestników szczytu potem błyskawicznie potwierdziła ich porozumienie z Budapesztem.
Węgier musiał zrezygnować z żądań, by coroczne transze pomocy dla Ukrainy były jednomyślnie zatwierdzane. Żądania, choć ubierał je od listopada w różnorodne i czasem niespójne formy, sprowadzały się do zapewnienia sobie prawa weta wobec kolejnych rocznych transz dla Ukrainy. To było nie do przyjęcia dla innych krajów, bo celem nowego pakietu jest zapewnienie przede wszystkim stabilnego finansowania na najbliższe cztery lata. A to tym ważniejsze, że spory w USA są ogromnym ciosem w wiarygodność fundamentu stabilnej pomocy, czyli finansowania z Ameryki.
„Mamy ugodę! Wszystkich 27 przywódców zgodziło się na nowy pakiet wsparcia dla Ukrainy w ramach budżetu UE. Zapewnia to stabilne, długoterminowe i przewidywalne finansowanie dla Ukrainy. UE podejmuje przywództwo i odpowiedzialność za wsparcie dla Ukrainy. Wiemy, jaka jest stawka” – ogłosił na platformie X Charles Michel, przewodniczący Rady Europejskiej
Dziś Orbán musiał zadowolić się obietnicą corocznej debaty na szczytach UE o wsparciu dla Ukrainy i zapowiedzią, że KE – o ile zostanie poproszona przez szczyt – przedstawi za dwa lata projekt rewizji budżetu w kontekście pomocy dla Kijowa.
To tylko pozorne ustępstwa, które Węgier będzie musiał po powrocie do kraju przedstawiać swoim zwolennikom jako „osiągnięcia”.
Co dalej? Przedstawiciele Rady UE i Parlamentu Europejskiego zapewne w najbliższy poniedziałek potwierdzą ugodę i formalnie przegłosują ją jeszcze w lutym. Pierwsze płatności popłyną do Kijowa na początku marca, kiedy ukraińskiemu budżetowi zacznie kończyć się gotówka.
Dzisiejszy szczyt nic nie zmienia w projekcie funduszu pomocowego dla Ukrainy: jest powiązany z wymogami reform i zależy od poszanowania przez Kijów „skutecznych mechanizmów demokratycznych, w tym wielopartyjnego systemu parlamentarnego, oraz praworządności, poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości”. Ewentualne zawieszenie płatności na wniosek Komisji Europejskiej ma podlegać zwykłym unijnym procedurom, czyli regule większości kwalifikowanej (trzeba głosów 15 z 27 krajów w Radzie UE).
Czytaj też: Putin w Pekinie, na dodatek Orbán i talibowie
W grze z Orbánem Bruksela miała plan B
Orbán od lat ostro gra z Brukselą i z sukcesem manipuluje częścią uczestników szczytów. Ale za każdym razem wychodziło na to, że ma do spraw unijnych „podejście transakcyjne”. Za odpowiednie prezenty i ustępstwa zawsze jest gotów zrezygnować ze sprzeciwu.
I to by się potwierdzało. Według wielu naszych rozmówców w taktyce Orbána chodziło tak naprawdę o grę w sprawie zamrożonych węgierskich funduszy. Dzisiejszy szczyt – to także element ugody z Budapesztem – ma w końcowych wnioskach przywołać jednym zdaniem postanowienie sprzed ponad trzech lat co do mechanizmu „pieniądze za praworządność”.
O co w nich chodziło? W konkluzjach z 2020 r. na użytek premierów Viktora Orbána i Mateusza Morawieckiego m.in. zapewniono, że Unia poczeka na stosowanie „pieniędzy za praworządności” do wyroku TSUE o prawomocności tej procedury (TSUE już potwierdził jej zgodność z traktatami UE), tj. nie będzie jej stosować do płatności zaplanowanych przed 2020 i będzie trzymać się zasady proporcjonalności.
Węgry ze wspólnej kasy mają dostać ok. 30 mld euro, z czego 20 to fundusze spójności (zablokowane częściowo w ramach „pieniędzy za praworządność”, częściowo w związku z Kartą Praw Podstawowych). Reszta to KPO zablokowany aż 24 warunkami wstępnymi, czyli „superkamieniami” milowymi (cztery dotyczą sądownictwa).
A zatem Orbán może teraz namawiać Brukselę, by część tej kwoty zamrożonej w ramach procedury „pieniądze za praworządność” (6,3 mld euro) odblokować „proporcjonalnie”, czyli po spełnieniu części warunków.
Orbána straszono także rychłymi sankcjami z art. 7 i gospodarczymi skutkami zniechęcenia inwestorów wskutek impasu w relacjach z Brukselą. Najbardziej doraźnym środkiem nacisku był jednak „plan B” dla Ukrainy. Orbán był świadom, że jeśli nie uchyli blokady, Ukraina i tak dostanie europejską pomoc (jeśli trzeba, to tylko od 26 krajów), a on pozostanie osamotniony.