Jak donosi dzisiejszy "Christian Today" , w konserwatywnych w większości Indiach trwa burzliwa debata publiczna nad zasadnością wprowadzania do szkół edukacji seksualnej. "Moderniści" twierdzą, że obniży ona wskaźnik zachorowalności na AIDS, a ich krytycy protestują, obawiając się zatrucia młodych umysłów "jadem Zachodu".
W kilku indyjskich stanach zakazano seksualnie edukować młodzież w szkołach publicznych, gdyż program zajęć okazał się dla konserwatywnych rządców zbyt "dosłowny", a niektóre z podręcznikowych obrazków – zbyt "fizjologiczne". Największe spory ideologiczne wywołały próby podejmowania dyskusji na temat homoseksualizmu i masturbacji. Mimo że zakaz ten nie obejmuje szkół prywatnych, jednak większość z nich zrezygnowała z tych zajęć jedynie po to, by uniknąć kontrowersji.
Zadziwiać może pruderia i wynikająca z niej ignorancja w kwestiach seksu w ojczyźnie Kama Sutry, gdzie przed wieloma wiekami miłość fizyczna była publicznie celebrowana. Dziś natomiast Indie umierają. Znajduje się tam największa na świecie liczba osób zarażonych wirusem HIV – ok. 5,7 milionów, a zdaniem ekspertów w 2010 będzie ich prawie czterokrotnie więcej.
Konserwatystów liczby jednak nie interesują. Oni wiedzą swoje: wzrost zachorowalności na AIDS to efekt upadku kultury i anarchii seksualnej, kojarzącej się z niskim morale cywilizacji Zachodu. Według obserwujących ich poczynania analityków partie typu Bharatiya Janata Party (Indyjska Partia Ludowa, wspierająca i wspierana przez liczne organizacje nacjonalistyczne) zwalcza wszelkie próby podjęcia nauczania bezpiecznych zachowań seksualnych w nadziei na zbijanie kapitału politycznego na sprzeciwie wobec Zachodu.
Skąd my to znamy?