Rosja słucha tylko siły
Putin na pewno się nie zatrzyma. A czy wojna zmieni Rosjan? Tu nie trzeba zgadywać
ALEKSANDER KACZOROWSKI: – Poznał pan osobiście Władimira Putina?
ORLANDO FIGES: – Tak, na przyjęciu. To była krótka, kurtuazyjna wymiana zdań. Miał bardzo miękki uścisk dłoni. Spodziewałem się człowieka o mocnym uścisku, a on miał bardzo wiotką, miękką, pulchną dłoń. Dlatego to zapamiętałem.
Kiedy to było?
Na spotkaniu Klubu Wałdajskiego w 2015 r. Być może nie powinienem się przyznawać, że pojechałem na nie już po aneksji Krymu, ale w tamtym czasie wiele osób wciąż było gotowych do rozmów z Rosjanami.
Jakie wnioski wyciągnął pan z tej wizyty? Czy Rosjanie naprawdę próbowali wtedy rozmawiać z Zachodem, czy była to tylko potiomkinowska wioska?
Myślę, że była to wioska potiomkinowska. Putin spóźnił się cztery godziny na własne wystąpienie. Czekaliśmy w sali i nie mogliśmy jej opuścić ze względów bezpieczeństwa. Najbardziej deprymujące było to, że choć pozwolono na zadanie kilku pytań, żaden zachodni dziennikarz nie zapytał o nic ważnego.
Na przykład o co?
Nie było żadnych pytań na temat Krymu. Wyglądało to tak, jakby po czterech godzinach oczekiwania na Putina kompletnie uszło z nich powietrze. Dla mnie to była lekcja, że Putinowskie gierki wciąż są skuteczne. Rosja interweniowała wtedy w Syrii, więc to właśnie ten temat zdominował dyskusję. Była też mowa o sprawach wewnętrznych, potrzebie dywersyfikacji gospodarki itp., ale tak naprawdę nikt nie zadawał trudnych pytań.
W tym samym roku pojechałem na forum niemiecko-rosyjskie w Berlinie. Chatham House zorganizował tam panel z udziałem ludzi z organizacji pozarządowych. Pojawił się Fiodor Łukjanow, akolita Putina. Zadałem pytanie o Krym, o los tamtejszych Tatarów, o ich nieludzkie traktowanie i okrucieństwa popełniane na ich przywódcach.