Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow potwierdził, że Rosja nie jest zainteresowana negocjacjami. Moskwa uważa, że jest na dobrej drodze do pokonania Ukrainy, więc o czym tu rozmawiać i po co?
Na wojnie nic nowego, trwa natarcie Rosjan na całym froncie, nacisk na obrońców jest coraz większy. Rosjanie ogłosili nawet, że zdobyli przyczółek na rzece Oskił pod Kupiańskiem, ale ta informacja się nie potwierdziła. Pod Bachmutem – mimo szturmów – większych zmian nie ma. Podobnie pod Awdijiwką, także tu ukraińskie wojska odparły ataki. Nie ma też znaczących zmian na południowym odcinku frontu, choć i tu walki toczą się z wielką zaciętością. Więcej doniesień z frontu – jutro.
Czytaj też: Rosja na Ukrainie się nie zatrzyma? Ile mamy czasu?
Czy Rosja może przegrać?
Na początku, kiedy Ukraina się obroniła, wstąpiła w nas pewna nadzieja. Rosja poniesie straty i zrezygnuje z dalszych ataków. Zatrzyma się i zaczną się negocjacje dotyczące zwrotu zagarniętych ziem.
Nie doceniliśmy Rosji – ani my, ani zachodni przywódcy, ani ich doradcy, nikt. W NATO panowało przekonanie, że dziś wystarczy zadać agresorowi tzw. nieakceptowalne straty, a sam się cofnie, bo agresja przestanie mu się opłacać. To typowy sposób myślenia zachodnich państw. Opiera się na prostym, clausewitzowskim założeniu: wojna to jeden ze sposobów realizacji polityki. A w polityce, wiadomo, jest bilans zysków i strat, który musi być dodatni. Jeśli dąży do ujemnego – cofamy się.