Świat

Skutki głupoty pisowskich pomysłów, czyli 5 wyzwań w polityce zagranicznej dla nowego rządu

Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych w rządzie Donalda Tuska Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych w rządzie Donalda Tuska Sebastian Indra / MSZ
Polsce potrzeba zasadniczej korekty polityki zagranicznej na wielu frontach. Zacząć jednak należy, tak jak w każdym resorcie, od audytu „na wejściu”.

W cyklu analiz „Wyzwania po PiS” dziennikarze i publicyści „Polityki” opisują, co czeka nową demokratyczną koalicję w poszczególnych sferach życia publicznego i ministerstwach. Spis treści na końcu artykułu.

Co właściwie mamy w MSZ? Nie wiemy. Tak jak w każdym resorcie i tu trzeba przeprowadzić audyt „na wejściu”. Oraz gruntowny przegląd kadr. Odchodzący nie zostawili żadnego bilansu zamknięcia, dwutygodniowi ministrowie sami go prawdopodobnie nie zamierzali robić. W normalnej administracji rządowej nowy kierownik bierze odpowiedzialność za ludzi, budynek i pieniądze, ale dostaje raport od poprzedników: które sprawy są niezamknięte, które pojawiają się na horyzoncie bliższym i dalszym, jaki jest stan zaawansowania umów, które są w toku – z poszczególnymi krajami i w poszczególnych departamentach. Konkretniej – jak sformułowano zadania związane z lipcowym szczytem NATO, zadania związane z przygotowaniami do przewodnictwa Polski w Radzie Unii Europejskiej (już za rok – to w Unii szybko, bo megastatek jest ociężały). W programie 100 konkretów na 100 dni niewiele miejsca poświęcono na sprawy zagraniczne. Przypuszczam, że nowy minister Radek Sikorski taki audyt zlecił albo szybko zleci.

Ożywienie Trójkąta Weimarskiego

Oczywiście nowa ekipa musi poprawić wszystkie relacje dwustronne, zwłaszcza wobec sygnałów z Francji i Niemiec, że liczące się, istotne rozmowy i kontakty zamarły. Na poziomie dziennikarskim obserwowałem to w trakcie obchodów świąt narodowych w ambasadach poszczególnych krajów partnerskich: poza rezydencją ambasadora USA nie widziałem w ogóle dostojników PiS, tak jakby polityka zagraniczna dla nich nie istniała. W świetle dotychczasowej jawnie antyniemieckiej retoryki nieformalnego przywódcy kraju – właściwie pozbawionej jakiejkolwiek kontry czy wytłumaczenia ze strony rządu PiS – i tego, że telewizja pisowska tak negatywnie kształtowała zapatrywania milionów, rządowi Tuska („niemieckiego agenta”) może być zręczniej szukać bezpośrednich kontaktów z kanclerzem Niemiec poprzez Trójkąt Weimarski. Konkret? Podjęcie jak najpilniejszych starań o szczyt Trójkąta Weimarskiego, na którym powinien – tak jak podczas niedawnej wizyty premiera Tuska w Brukseli – wybrzmieć jasny komunikat „Poland is back”. Na marginesie: potępiane przez Kaczyńskiego za prorosyjskość i za rzekomą niechęć Polsce Niemcy są drugim po USA dostawcą pomocy militarnej dla Ukrainy (7,5 mld euro do końca czerwca 2023 r., gdy polska pomoc to ledwie 3 mld euro).

Agresja Rosji przeciwko Ukrainie dowiodła głupoty pisowskich pomysłów budowania uprzywilejowanych sojuszów czy grupek w Unii. Węgry Orbána, ten wzorzec Kaczyńskiego, zachowały się egoistycznie, praktycznie prorosyjsko wobec wojny. Również inicjatywa Międzymorza nie była pożytecznym instrumentem na tym polu.

Czytaj także: Polska wraca do Europy. Pierwszy krok do odblokowania funduszy już za nami

Mocniejsze wsparcie Ukrainy na trudnej wojnie

Polska, nie tyle jako państwo, ile jako społeczność świadomych obywateli, przyjęła dużą grupę uchodźców z Ukrainy, zapewniła im dach nad głową i pracę. Na miarę swych możliwości wsparła Ukrainę w sprzęcie wojskowym, a dzięki swemu położeniu stała się hubem pomocy międzynarodowej i bezpiecznym zapleczem dla walczącego sąsiada. Ta sytuacja okazała się ratunkiem dla reputacji kraju, podreperowała opinię Polski na niwie międzynarodowej, a prezydenta Dudę uratowała przed marginalizacją w kontaktach zagranicznych. Potem jednak na tle źle prowadzonych spraw eksportu ukraińskiego zboża czy zasad działania ukraińskich firm transportowych w Polsce i jeszcze niefortunnych słów Morawieckiego o zahamowaniu polskiej pomocy wojskowej – ta dobra opinia wyparowała. Nawet pisowski były minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz publicznie ocenił politykę pisowskiego rządu wobec Ukrainy jako „politykę hien i szakali” oraz „szmalcownictwo polityczne” ze względu na to, że – znów jego słowa – „doraźne interesy na krwawiącym państwie przynoszą tragiczne skutki”.

Nowy rząd musi jak najszybciej naprawić tę sytuację. Jasne, że nie obejdzie się bez kosztów. Mimo napięć budżetowych trzeba je jednak ponieść, tak jak pilnie trzeba tłumaczyć opinii publicznej, że przy współpracy z Ukrainą Polacy nie mogą oczekiwać od Ukraińców symetrii w ponoszeniu kosztów. Skoro twierdzimy, że Ukraina walczy nie tylko o swoją niepodległość, ale także o nasze bezpieczeństwo, nakłady na pomoc dla niej są uzasadnione.

Czytaj też: Polska i Ukraina, przyszłość w cieniu historii

Priorytetem pozostają Stany Zjednoczone

Tu nie wiadomo, jak sformułować nowe zadania. W świetle obecnego poważnego konfliktu między republikanami a demokratami o zasady chronienia granicy amerykańsko-meksykańskiej, który tamuje pomoc wojskową i finansową dla Ukrainy – widać, jak niewielki wpływ mają małe kraje sojusznicze na kraj przewodzący Sojuszowi Atlantyckiemu. I widać też niestety, jak bardzo Europa w zakresie bezpieczeństwa uzależniona jest od Stanów Zjednoczonych. Uzależnienie to będzie trwało, ale i tak trzeba podjąć wysiłki dla rozbudowy strategicznych zdolności obronnych Unii Europejskiej.

Zintensyfikowanie współpracy i dialogu z partnerami. Z tymi krajami, które były traktowane przez PiS per noga i mimo że sąsiadują z nami, właściwie nie prowadziły współpracy ani dialogu. Odtworzenie tkanki kontaktów wokół Bałtyku (rzecz jasna z wyłączeniem Rosji), rozwinięcie konkretnej, międzyresortowej współpracy z Ukrainą (w duchu jak wyżej), odtworzenie współpracy bilateralnej z Francją i Niemcami, Włochami, Hiszpanią – to jasne.

Czytaj też: Czy Ukraina już przegrywa, a Rosja szykuje się na kolejne wojny?

Przyszłość Unii Europejskiej

Problem ten pozornie nie wydaje się zadaniem pilnym, ale w świetle jawnie agresywnej postawy Rosji i zapowiedzi Putina, że nie zamierza rezygnować z ekspansji swego mocarstwa, a także w obliczu kryzysu klimatycznego i rozmaitych innych problemów, w których jedynie ponadnarodowe rozwiązania mają sens – trzeba przypomnieć, iż traktatowym horyzontem Unii Europejskiej pozostaje ever closer Union – Unia stale się zacieśniająca. Wspólnota losu krajów europejskich staje się coraz bardziej oczywista dla Europejczyków w różnych krajach. Dlaczego perspektywa czy myśl o Stanach Zjednoczonych Europy miałaby być kompletną mrzonką?

Wydaje się mi bardzo niefortunne, że w tym momencie z góry odrzucamy myśl o reformach traktatowych, a wyposażenie Komisji Europejskiej (czyli swego rodzaju rządu europejskiego) od razu opatrywane jest komentarzem o nieuzasadnionym albo podejrzanym poszerzaniu kompetencji organów unijnych kosztem prerogatyw państw członkowskich i procedur demokratycznych.

Gwałtowne spory w tej sprawie bardzo osłabiają Unię i działają na korzyść wszystkich jej rywali i wrogów. Trzeba przypomnieć (cytuję tu ambasadora Zdzisława Raczyńskiego z publikacji w „Res Humana”), że kwestionując podstawy aksjologiczne Unii Europejskiej, PiS wyraził wotum nieufności wobec przyszłości projektu unijnego. „Perspektywa rozpadu Unii lub przynajmniej wyjścia z niej niektórych państw stała się realna” – ogłosił prof. Zdzisław Krasnodębski, jeden z czołowych ideologów PiS, podczas konwencji programowej partii w 2015 r. W obliczu niepewności (według strategów partii) co do przyszłości Unii, proklamowano „koniec polityki płynięcia z głównym nurtem”, co oznaczało przejście do aktywnego przeciwdziałania próbom pogłębienia integracji UE. Odnotujmy dla porządku, że osłabienie UE stanowi tradycyjny cel polityki Federacji Rosyjskiej, a jej instrumentami są: podważanie spójności Unii, nieumiarkowana populistyczna krytyka decyzji jej organów oraz sianie nieufności i napięć między państwami członkowskimi. Przydałby się tu bardzo wysiłek edukacyjny nowego rządu – przyjrzenie się demokratycznemu, europejskiemu wychowaniu w programach szkolnych.

Aksjologia i nowe kadry MSZ

Na oficjalnej stronie MSZ widnieje dokument państwowy zatytułowany „Strategia Polskiej Polityki Zagranicznej 2017–2021”, najwyraźniej sformułowany przed 24 lutego 2021 r., czyli datą wydarzenia, które radykalnie zmieniło sytuację na świecie, a szczególnie sytuację bezpieczeństwa Polski. Trzeba pilnie sformułować nowy dokument, choć rzecz jasna rząd ma dzisiaj ważniejsze sprawy do rozwiązania w polityce wewnętrznej. Chcę jednak zwrócić uwagę na ważny problem kadrowy polskiej dyplomacji: jak dyplomaci rekrutowani przez PiS rozumieli podstawowe zadania służby i jak dawali im wyraz w kontaktach z partnerami.

Zilustruję to ważnym przykładem. Powołana „Strategia” zawiera wiele zasad sformułowanych bez zarzutu, co dotyczy zwłaszcza wymiaru aksjologicznego polityki. Cytuję: „Ważnymi przesłankami polskiej racji stanu są uniwersalne wartości: demokracja, rządy prawa i poszanowanie praw człowieka, a także wartości chrześcijańskie, które legły u podstaw integracji europejskiej. Ich upowszechnianie w skali międzynarodowej leży w interesie Rzeczypospolitej, ponieważ są one najlepszą gwarancją pokoju, stabilności i rozwoju na świecie. Ich promocję należy traktować… jako jeden ze sposobów wzmacniania bezpieczeństwa Polski i zapewniania jej środowiska sprzyjającego rozwojowi”.

Rzecz w tym, iż politycy dzisiejszej opozycji – i jak to było widać mianowani przez nich dyplomaci – zupełnie odmiennie pojmowali owe uniwersalne wartości. Różnica w ich pojmowaniu została jasno odsłonięta w poniedziałek, 18 grudnia, w publikacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego w Dzienniku Ustaw, który poprzedza adnotacja o wyrokach Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Sprowadzając rzecz do pigułki: demokrację i praworządność inaczej rozumie szanowana instytucja międzynarodowa i obecny rząd, a inaczej Trybunał Przyłębskiej i – co nie ulega wątpliwości – dyplomaci mianowani przez PiS. Pamiętajmy, że PiS w praktyce zlikwidował służbę cywilną i służbę dyplomatyczną w Polsce, rezygnując z konkursów na stanowiska i obniżając kryteria naboru. W tej sytuacji powoływanie się na aksjologiczne zasady w służbie dyplomatycznej niewiele znaczy, bowiem krętacze pisowscy „chytrze zmienili… jedyność i prawdziwość” słów. Przecież broniąc publicznie skrajnie kłamliwych i obrażających pasków w TVP Info, powołują się na wolność słowa!

Co zrobić? „Strategię” doraźnie poprzedzić adnotacją analogiczną do tej, która towarzyszy wyrokowi TK publikowanemu w Dzienniku Ustaw. Co najmniej zwrócić dyplomatom uwagę, że według polskiej konstytucji nie można nie uznawać wyroków sądów międzynarodowych ani pochwalać postępowania partii politycznej, która ich nie uznaje. Na dodatek minister Sikorski w swoich nowych nominacjach kadrowych będzie miał faktycznie przeciwko sobie prezydenta Dudę, któremu nazywanie Unii Europejskiej „wyimaginowaną wspólnotą” nie przeszkodziło zawarować sobie w specjalnej ustawie wpływu na obsadzanie w niej reprezentacji Polski. Trzeba przyjrzeć się temu, jak te sprawy aksjologii naświetla Akademia Dyplomatyczna PISM, czyli placówka szkoleniowa ministerstwa. I oczywiście – przywrócić wcześniejsze ustawowe kryteria naboru do służby.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama