Smartwojna
Smartwojna! Czy w Ukrainie telefony i aplikacje stały się już bronią?
Syreny to już element codzienności ukraińskich miast. Zaczynają wyć, gdy z Morza Kaspijskiego w kierunku Ukrainy startuje rakieta. Lub gdy na sąsiedniej Białorusi podrywają się rosyjskie MiG-i. Rozbrzmiewają (albo wibrują) też w kieszeniach i torebkach, bo dzięki stworzonej przez wolontariuszy aplikacji eTryvoha (eAlarm) powiadomienie dociera prosto na smartfony. To akurat nic nadzwyczajnego, już kilka lat temu amerykańska firma przygotowała dla bombardowanych Syryjczyków system Sentry. Na podstawie danych z otwartych źródeł, analizy dźwięków i obserwacji cywilów sztuczna inteligencja przewiduje cele lecących samolotów i na kilka minut przed atakiem wysyła ostrzeżenie.
Smartfon zmienia wojnę
Dziś za naszą wschodnią granicą technologiczne innowacje fundamentalnie zmieniają wojnę. A za sprawą smartfona – również jej cywilne oblicze. Systemy eVoroh (eWróg) i ePPO (eObronaPowietrzna) działają bowiem w odwrotnym kierunku. To już nie państwo chroni obywateli, ale sami cywile pomagają siłom zbrojnym. Za pośrednictwem chatbota eVoroh każdy Ukrainiec może przekazać informację o przejeżdżającej ciężarówce z paliwem czy stanowisku artyleryjskim. „Dzięki twoim zdjęciom i nagraniom wideo nasza armia będzie mogła obserwować ruchy przeciwnika w czasie rzeczywistym” – zachęca ministerstwo cyfryzacji. Im więcej danych od użytkowników, tym łatwiej zweryfikować cel.
Od pierwszych chwil putinowskiej agresji, zanim jeszcze pojawiły się aplikacje, cywile przekazywali wojskowym nagrania z rosyjskimi czołgami. Ale dzięki specom IT Ukraińcy mają dziś do dyspozycji kilka ułatwiających cały proces technologii. „Jeśli doniesienia ze smartfonów cywilów mają zostać przeanalizowane szybko, a koordynaty celu przekazane artylerii, aby ta zdołała zareagować, to informacje od cywilów muszą być ustandaryzowane” – tłumaczy znaczenie chatbotów i aplikacji Matthew Ford, profesor Szwedzkiego Uniwersytetu Obrony.