Skala krzywd
Piekło na ziemi. Krytyka Izraela na świecie jest druzgocąca i uzasadniona
Składają broń i poddają się – tak o bojownikach w Strefie Gazy mówi premier Izraela Beniamin Netanjahu. Zapowiedź „początku końca” Hamasu, a więc samej wojny i związanego z nią cierpienia, może być przedwczesna, a Netanjahu tą deklaracją pewnie próbuje zbijać argumenty krytyków o brutalności izraelskiego wojska (IDF).
Krytyka jest druzgocąca i uzasadniona. W Gazie zginęło 18 tys. osób (to dane Hamasu), a sytuacja pozostających przy życiu była dramatyczna już dwa miesiące temu, obecnie tylko się pogłębia. Przedstawiciele ONZ mówią o „piekle na ziemi”.
Walki trwają głównie w rejonie miasta Chan Junis, leżącego na południu Strefy. IDF udało się przejąć niemal całkowitą kontrolę nad północą regionu, stanowiącą bastion grupy, która 7 października najechała Izrael, zabijając 1,2 tys. osób i uprowadzając ponad 240 zakładników. Około 110 z nich uwolniono podczas niedawnego zawieszenia broni. Prawdopodobieństwo kolejnej pauzy się oddala. Nie chce jej Netanjahu, swoje warunki stawia Hamas, niewiele potrafią tu pomóc katarscy negocjatorzy. Aktywny udział w konflikcie stara się wziąć także ruch Huti z Jemenu, sprzymierzony z wrogim Izraelowi Iranem. Atakuje zmierzające do izraelskich portów statki i eskortujące je okręty zachodnich marynarek.
Ujawniono nowe szczegóły październikowego ataku, w tym opisy bestialskich okaleczeń i gwałtów. Coraz więcej wiadomo też o tym, co spotkało wypuszczonych zakładników. Informacje te mają utwierdzać globalną opinię publiczną, zwłaszcza z państw, których rządy wspierają Izrael, że jego kampania jest usprawiedliwiona, a przyjęte środki są proporcjonalne do skali doznanych krzywd i ewentualnego zagrożenia ze strony terrorystów, gdyby ci nie zostali zneutralizowani. Jednak wahadło globalnej empatii zdaje wychylać się na stronę palestyńską.