Niedźwiadkowa dyplomacja
Niedźwiadkowa dyplomacja. Biden i Xi wreszcie się spotkali. Ale nic nie osiągnęli
Spotkanie Joe Bidena z Xi Jinpingiem w Woodside w Kalifornii obfitowało w wymianę uprzejmości, chiński prezydent był niezmiernie miły i nawet obiecał wysłanie do USA niedźwiadków panda, które zastąpią powracające do Chin i ukochane przez amerykańskie dzieci misie.
Pierwszy od roku szczyt przywódców supermocarstw przyniósł jednak porozumienia tylko w dwóch sprawach – restrykcji na chiński eksport chemikaliów do produkcji fentanylu, narkotyku zabijającego corocznie kilkadziesiąt tysięcy Amerykanów, oraz wznowienia komunikacji i wymiany informacji przez dowództwa wojsk obu państw.
Nie jest to żaden przełom, a tylko sygnał lekkiego ocieplenia we wzajemnych relacjach, zamrożonych od miesięcy w wyniku narastającego konfliktu o Tajwan, agresywnego zachowania Pekinu na Morzu Południowochińskim i przymierza Xi z Putinem. Zarówno na samym szczycie, jak i na odwilży w stosunkach bardziej zależało prezydentowi Xi, gdyż gospodarka Chin przeżywa trudności, a jest zbyt związana z amerykańską, by się od niej odizolować. Atmosfera wzajemnej wrogości, pomruki ewentualnej wojny, w połączeniu z antyrynkowymi praktykami chińskiego reżimu, odstraszają amerykańskich inwestorów. Biden ma więc instrumenty nacisku na Pekin, ale na spotkaniu z Xi osiągnął niewiele, i w dodatku nie wiadomo nawet, czy umowy we wspomnianych dwóch kwestiach będą dotrzymane. W najważniejszych sprawach nie drgnęło nic – Chińczycy nie chcą nawet słyszeć o układzie poświęconym kontroli zbrojeń atomowych, a administracja Bidena nie zgadza się na zakończenie dozbrajania Tajwanu.
Można się cieszyć, że Biden i Xi znowu ze sobą rozmawiają – im dłużej trwa dialog, tym większe szanse na pokój. Ale dopóki obie strony nie ustępują w kwestiach kluczowych, oznacza to tylko opóźnianie nieuchronnej konfrontacji.