Cena spokoju
Łodzie płyną, a Tunezja szantażuje Europę migrantami. Tak się kończą pakty z autokratami
Prezydent Tunezji Kais Saied ostatecznie odrzucił pomoc, którą jego kraj miał otrzymać w ramach porozumienia z Unią Europejską. Zgodnie z umową środki te miały być przeznaczone na kontrolę migracji oraz na ekonomiczne wsparcie kraju. Zdaniem prezydenta Saieda obiecana kwota była jednak niewystarczająca, co niektórzy odebrali jako targowanie się o wyższą stawkę. Unia zareagowała jednak chłodno, domagając się od Tunezji zwrotu 60 mln euro, które ta już otrzymała.
Zawartą po długich negocjacjach umowę Tunezji z Unią początkowo uznano za sukces. W lipcu światowe media obiegło zdjęcie Ursuli von der Leyen, szefowej Komisji Europejskiej, premierów Włoch i Holandii, a także prezydenta Tunezji ściskających sobie dłonie. Europejczycy z uśmiechami na twarzach i wyraźnym zadowoleniem, Tunezyjczyk jak zwykle dość sztywno i niepewnie.
Obu stronom zależało na umowie – Unii, a szczególnie Włochom – aby w ten sposób ograniczyć liczbę łodzi z migrantami przypływających do Europy. Według danych UNHCR od początku 2023 r. ponad 235 tys. osób przepłynęło przez Morze Śródziemne do Europy, z czego ponad 146 tys. do Włoch, w szczególności na Lampedusę. To więcej niż w całym ubiegłym roku, najwięcej od 2017 r. Szacuje się, że podczas tej podróży ponad 2,5 tys. osób zaginęło lub utonęło.
Włoską Lampedusę dzieli od tunezyjskiego Safakisu zaledwie 170 km. To właśnie stąd wypływa znaczna część łodzi. W połowie września w ciągu zaledwie trzech dni na włoską wyspę przybyło ok. 10 tys. migrantów – to więcej niż liczba wszystkich mieszkańców Lampedusy.
Tunezja tonie w kryzysie
Tunezji z kolei zależy na pieniądzach. Na mocy zawartego porozumienia Bruksela miała przeznaczyć 115 mln euro na wzmocnienie tunezyjskich kontroli granicznych, a także prawie miliard euro pomocy gospodarczej dla tego północnoafrykańskiego kraju.