Niemiecka polityka jest coraz bardziej rozedrgana. Nasilają się napięcia w koalicji rządowej socjalistów, liberałów i Zielonych. W oczy rzuca się słabość opozycyjnej chadecji. Na to wszystko nakładają się długotrwałe kryzysy – finansowy, uchodźczy, covidowy oraz energetyczny, związany z rosyjskim najazdem na Ukrainę. A to wszystko daje wiatr w żagle skrajnych populistów.
Radykalnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD) w ogólnokrajowych sondażach ma już ponad 20 proc. poparcia, a w byłej NRD może w przyszłym roku wygrać wybory w trzech landach. W Saksonii na pytanie, „kogo dziś popierasz?”, 35 proc. odpowiada: AfD. To więcej niż mają wszystkie trzy koalicyjne partie razem wzięte. Gdyby dziś odbyło się głosowanie, AfD przejęłaby władzę również w Turyngii i Brandenburgii.
A jednak prawicowi populiści mają się czego obawiać, choć nie ze strony tradycyjnych ugrupowań. Sahra Wagenknecht, zwana też lwicą lewicy, stylizowana niekiedy na drugą Różę Luksemburg, zapowiedziała utworzenie nowej partii, która według sondaży ma szanse na 25- lub nawet 30-procentowe poparcie w skali kraju.
Wejście lwicy
Na razie to palcem na wodzie pisane, bo działająca Partia Lewicy, której 54-letnia Wagenknecht niegdyś współszefowała, ma zaledwie 5-procentowe notowania. Niemniej w mediach pełno jest dywagacji, czy pojawienie się nowego ugrupowania nie okaże się młotem na skrajną prawicę, odciągając wyborców właśnie od AfD.
Powtarza się też pytanie, kogo Wagenknecht przyciągnie do nowego ugrupowania. Na razie wsparła ją Alice Schwarzer, wydawczyni dwumiesięcznika „Emmy”, od ponad pół wieku sztandarowa feministka Niemiec. Co ciekawe, obie panie już w ubiegłym roku opublikowały manifest przeciwko wojskowej pomocy dla Ukrainy. Spekulowano też o Gerhardzie Schröderze.