Na niemieckiej scenie politycznej pojawiła się nowa partia: Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW), postaci nietuzinkowej, ale też kontrowersyjnej. Dawno zapowiadany ruch zaskoczył opinię publiczną i wzbudził wiele zainteresowania. Wagenknecht jest postacią tyleż barwną, co kontrowersyjną.
Pochodzi z Jeny, z byłej NRD, podczas gdy Niemcy wschodnie wciąż są mniej reprezentowane od zachodnich w strukturach władzy. W dzisiejszej progresywnej koalicji tylko dwa z 17 resortów przypadły ministrom ze wschodu (Klarze Geywitz i Steffi Lemke). Już jako 22-latka Wagenknecht była członkinią zarządu PDS, postkomunistycznej wschodnioniemieckiej lewicy, a od 2007 r., po zjednoczeniu PDS i WASG, krytycznego wobec rządów Gerharda Schrödera odłamu SPD, pozostawała we władzach nowej partii Die Linke. Wreszcie: jest kobietą, która odniosła trwały sukces w ciągle zdominowanej przez mężczyzn niemieckiej polityce.
Obywatelka NRD, była miłośniczka Stalina
Poglądy Wagenknecht są specyficzne. Za młodu zasłynęła sympatią do Stalina i aktywnością w Platformie Komunistycznej. W wywiadzie telewizyjnym z 1994 r. wyznała, że tysiąc razy bardziej wolałaby żyć w NRD niż we współczesnych zjednoczonych Niemczech. Budowniczego muru berlińskiego Waltera Ulbrichta określiła mianem bezkompromisowego stratega i genialnego taktyka, a wydarzenia 1989 r. uznała za kontrrewolucję. W 1998 r. „Der Spiegel” nazwał ją „Madonną neokomunizmu”. Z powodu radykalnych poglądów była obiektem zainteresowania kontrwywiadu, podobnie jak 27 innych posłów i posłanek Die Linke.
Choć tak dobrze wypowiada się o NRD, w tamtym państwie nie pozwolono jej podjąć studiów. Na uniwersytet w Jenie została przyjęta dopiero po upadku komunistycznych Niemiec w 1990 r. Studiowała także filozofię w Berlinie i holenderskim Groningen. Pracę doktorską z nauk ekonomicznych obroniła w 2005 r. na politechnice we wschodnioniemieckim Chemnitz. Karierę poświęciła jednak polityce. Ma za sobą jedną kadencję w Parlamencie Europejskim (2004–09), w Brukseli i Strasburgu była zainteresowana przede wszystkim współpracą z krajami Ameryki Łacińskiej i unijną polityką gospodarczą.
Tak naprawdę stawiała jednak na politykę krajową. Do Bundestagu dostała się, paradoksalnie, z okręgu w zachodnich Niemczech (z Düsseldorfu). Od 2011 r. była jedną z dwóch wiceprzewodniczących Die Linke. Odtąd nieprzerwanie jest posłanką.
Czytaj też: Uparty Olaf Scholz. Kluczy w sprawie Ukrainy, zbliża się do Chin
Trudna we współpracy obrończyni Putina
Wagenknecht jest trudna we współpracy. Z Oskarem Lafontainem – rebeliantem z SPD, który współtworzył zachodnie struktury Die Linke – od 12 lat jest w udanym związku. Ściera się jednak z kierownictwem partii, szczególnie Gregorem Gysi, weteranem lewicy i byłym przewodniczącym frakcji w Bundestagu.
Już w czasie kryzysu migracyjnego w 2016 r. ujawnił się wyraźnie inny doktrynalny rys Wagenknecht. Ostro krytykowała decyzję Angeli Merkel o przyjmowaniu uchodźców z Bliskiego Wschodu. Argumentowała, że państwo winno dbać w pierwszej kolejności o swoich obywateli, a nie tracić zasoby na rekordową falę migracji, której nie jest w stanie sprostać czy zintegrować. Jej opiniom bliżej było do ultraprawicowej AfD niż centrolewicowych Zielonych czy SPD.
Od paru lat dało się zaobserwować alienację Wagenknecht w partii. W 2018 r. próbowała, wzorem lewicowego kandydata na prezydenta Francji Jeana-Luca Melenchona czy byłego szefa brytyjskiej Partii Pracy Jeremy’ego Corbyna, powołać lewicowy ruch społeczny pod nazwą Aufstehen! („Powstać!”). Inicjatywa spaliła na panewce.
Najdotkliwiej odczuwalna różnica poglądów Wagenknecht z niemieckim mainstreamem ujawniła się, kiedy wobec ataku Rosji na Ukrainę w 2022 r. polityczka relatywizowała sytuację. Szukała usprawiedliwień dla imperialistycznej polityki Władimira Putina, winiąc Zachód. Antyamerykanizm Die Linke – czy zachodniej lewicy w ogóle – nie jest niczym nowym, partia od lat żąda wystąpienia Niemiec ze struktur NATO. Jednak obrona Putina okazała się zbyt daleko idącą aberracją. Od września przebąkiwano, że Wagenknecht ma ambitne plany solowe.
Czytaj też: Niemcy obrały nowy kurs. Dziś koalicja trzeszczy w szwach
Czas na „konserwatywną lewicę”?
Z perspektywy Wagenknecht, obok różnic dogmatycznych, powołanie nowego politycznego bytu ma sens strategiczny. Die Linke powoli wymiera. W wyborach federalnych 2013 partia zdobyła 8,6 proc. głosów, w 2017 – 9,2 proc., ostatnie wybory do Bundestagu zdruzgotały ją kompletnie. Tylko dzięki trzem mandatom zdobytym w wyborach bezpośrednich partia ma w ogóle przedstawicieli w parlamencie, gdyż wynik głosowania na listę nie pozwolił jej przekroczyć 5-proc. progu – osiągnęła ledwie 4,9 proc. poparcia (w Niemczech jest ordynacja mieszana, głosuje się na listy i osobno na konkretnych kandydatów).
Formacja jest popularna przede wszystkim na wschodzie, w Turyngii nawet rządzi, ale w ogólnym rozrachunku jest raczej wieczną opozycją, bez wpływu na władzę. Traci wyborców w zasadzie na rzecz wszystkich innych ugrupowań.
W październiku Wagenknecht dojrzała wreszcie, by odejść z Die Linke i powołać do życia własną formację. Jak pisała w wydanej w 2019 r. książce-manifeście: potrzebna jest alternatywa dla lewicowego liberalizmu, w którym polityka tożsamościowa prowadzi tylko do dalszych podziałów zamiast solidarności i inkluzji. Jej zdaniem potrzebna jest taka „konserwatywna lewica”. Wagenknecht krytykowała ruch Black Lives Matter czy Fridays for Future za ekskluzywność i elitarność. W ostatnich miesiącach najbardziej uderzała w Zielonych, a nie otwarcie rewizjonistyczną i coraz bardziej rasistowską AfD.
Wagenknecht wspiera klasową teorię społeczeństwa i klasyczną lewicową politykę, bez wojen kulturowych. Bündnis Sahra Wagenknecht (BSW) ma wypełnić lukę. Można przypuszczać, że inspiracją i wskazówką dla niej stał się sukces AfD. To do tej partii odpłynęło wielu wyborców Die Linke, rośnie w siłę na wschodzie i zachodzie kraju.
Poważna siła czy sekciarski projekt?
Zdaniem Wagenknecht wielu wyborców AfD głosuje na skrajną prawicę w ramach protestu, a nie z przekonania. Jednak neoliberalna, prorynkowa AfD nie jest w stanie zapewnić im socjalnego bezpieczeństwa. To o tych wyborców chce zawalczyć Wagenknecht, reprezentując interesy „maluczkich”: pracowników, rencistów, emerytów. Poza tym uderza w tony bliskie wyborcom AfD: rozczarowanie SPD, lęk przed wojną i jej konsekwencjami w postaci inflacji i recesji, wreszcie migrację i integrację uchodźców.
Odejście z Die Linke i powołanie własnej inicjatywy nie spotkało się z ciepłym przyjęciem jej byłych towarzyszy. Gregor Gysi nazwał ruch Wagenknecht „aktem tchórzostwa” i „niemoralnym rabunkiem”. Pierwszego dnia istnienia BSW w sondażu firmy INSA dla tabloidu „Bild” nową partię poparło 12 proc. badanych. Testem będą dla niej lokalne wybory na wschodzie Niemiec, a przede wszystkim wybory do Parlamentu Europejskiego w czerwcu 2024 r. Wtedy okaże się, czy BSW to poważna polityczna siła, czy sekciarski projekt jej inicjatorki.