Lider PO i najprawdopodobniej przyszły premier będzie z wizytą w Brukseli w środę i czwartek. Drugiego dnia weźmie udział w szczycie Europejskiej Partii Ludowej, największej unijnej rodziny politycznej, do której należą PO i PSL. Spotkanie premierów, prezydentów i przywódców partii należących do EPL tradycyjnie poprzedzi szczyt Rady Europejskiej, na którym Polskę reprezentować będzie ustępujący premier Mateusz Morawiecki.
Czytaj też: Szczyt UE w Grenadzie. Papierowy sprzeciw Morawieckiego
Jak Tusk zagra w Brukseli
Donald Tusk może rozmawiać w Brukseli m.in. z kierującą Komisją Europejską Ursulą von der Leyen, która jest jego partyjną koleżanką. Wizyta przyszłego premiera będzie zapowiedzią nowego otwarcia w relacjach między Warszawą a Brukselą, które w trakcie ośmioletnich rządów PiS mocno nadwerężył spór o praworządność.
Jego zakończenie wiąże się z odblokowaniem unijnych pieniędzy, które Komisja Europejska wyhamowała w reakcji na zmiany w sądownictwie wdrożone przez PiS. I nie chodzi jedynie o środki z Krajowego Planu Odbudowy – pod znakiem zapytania znalazły się też fundusze z polityki spójności, z których finansowany jest rozwój regionów.
Rozpoczęcie rozmów o pieniądzach przez Tuska może przyspieszyć przyszłe porozumienie, ale do czasu zaprzysiężenia nowego rządu oficjalnie obowiązywać będą dokumenty zgłoszone i negocjowane przez rząd Morawieckiego. Na ostatniej prostej jego ekipa zgłosiła poprawki do KPO, zwiększając wielkość środków, z jakich Polska może skorzystać – do tej pory była mowa o 35 mld euro, natomiast teraz Polska będzie mogła dostać prawie 60 mld euro.
Rząd Morawieckiego, choć nie dostał ani eurocenta z dotychczasowej puli, ambitnie podszedł do przypisanych Polsce pożyczek, zwracając się o całą resztę w kwocie 22,5 mld euro. Do tego dochodzą prawie 3 mld euro bezzwrotnego wsparcia z instrumentu RePowerEU na transformację energetyczną. Ale pewności, czy uda się skorzystać z większości – a tym bardziej w całości – tych pieniędzy nie ma. W Polsce ich wydatkowanie rozpocznie się z co najmniej dwuletnim opóźnieniem, a czas na to będzie jedynie do końca 2026 r. Im szybciej więc nowy rząd złoży wniosek o pierwszą płatność, tym więcej może zyskać.
Czytaj też: Zobaczcie, jak Kaczyński i cały PiS wpadli we własne sidła
Andrzej Duda ma znaczenie
By móc to jednak zrobić, Polska musi zrealizować zapisane w KPO tzw. kamienie milowe związane ze wzmocnieniem niezawisłości sędziów. Morawieckiemu się to nie udało. Wynegocjowaną z Brukselą nowelę ustawy o Sądzie Najwyższym krytyczny wobec niej prezydent Andrzej Duda posłał do Trybunału Konstytucyjnego, gdzie utknęła.
W nowej politycznej konfiguracji prezydent zachowa rozstrzygający głos w sprawie zmian ustawowych, a może go nawet zradykalizować. Wielką niewiadomą jest, jak ułożą się relacje Tuska z Dudą i czy w ogóle znajdzie się przestrzeń do porozumienia na linii KPRM–Pałac Prezydencki. Jeśli nowy rząd nie będzie mógł liczyć na prezydenta, pozostanie mu wrócić do Brukseli z innymi, bardziej doraźnymi rozwiązaniami, np. może obiecać, że wstrzyma postępowania dyscyplinarne wszczęte przez rzeczników dyscyplinarnych podległych Zbigniewowi Ziobrze czy że wymieni prezesów sądów, by zapobiec naciskom na sędziów. Rozwiązań poza ustawami będzie szukał także obóz Morawieckiego, ale realizację kamieni milowych za pomocą rozporządzeń Bruksela uznała za nielegalną. Jeśli teraz zgodzi się na rozwiązania pozaustawowe, potwierdzi narrację PiS, że blokada pieniędzy była motywowana politycznie.
Sprawę najszybciej mógłby rozwiązać prezydent, wycofując swój wniosek z TK. Zyskałby na tym wizerunkowo jako ten, który odzyskał pieniądze dla Polski, a nie Tusk. Zrobiłby to też na przekór przyszłemu obozowi. Dotychczasowa opozycja krytykowała rozwiązania wynegocjowane przez Morawieckiego, uznając przeniesienie spraw dyscyplinarnych do Naczelnego Sądu Administracyjnego za niekonstytucyjne. Ale i prezydent miałby problem z uzasadnieniem takiego ruchu, ponieważ uważał, że nowela narusza jego prerogatywy w zakresie sądownictwa.
TSUE: ustawa kagańcowa sprzeczna z prawem UE. Rachunek do zapłacenia: 556 mln euro
Tusk ma pole manewru
Tusk, obiecując odblokowanie środków, wiele nie ryzykował – szybko może odblokować dostęp do 72 mld euro z polityki spójności. W tym przypadku początkiem kłopotów była opinia, którą rząd Morawieckiego przekazał jesienią zeszłego roku Brukseli – uznał w niej, że nie spełnia warunków związanych z kartą praw podstawowych, unijnym katalogiem praw człowieka gwarantującym m.in. prawa osób LGBT. Komisja Europejska zaczęła też łączyć brak przełomu w sprawie KPO z polityką spójności – w karcie praw podstawowych zapisane jest prawo do niezawisłego sądu, czego Polska nie może zapewnić bez wywiązania się z warunków zapisanych w planie odbudowy.
W odróżnieniu od KPO te zastrzeżenia nie zostały nigdy przekute w zobowiązania prawne. A to daje większe pole manewru zarówno Tuskowi, jak i samej Brukseli do poszukiwania rozwiązań na poziomie politycznych deklaracji. Uwolnienie środków z polityki spójności (która nie została zablokowana w pełni, bo KE wypłaciła rządowi Morawieckiego prawie 2 mld euro zaliczek) pozwoli nowej ekipie ogłosić koniec sporu o praworządność i powrót Polski do unijnego mainstreamu. A partia Tuska będzie mogła wykazać się skutecznością – w programie obiecała w końcu, że odblokowanie unijnych funduszy nastąpi w pierwsze sto dni rządów.