Płonie nie tylko w Strefie Gazy i Izraelu. Gniew rozlewa się na Zachodni Brzeg i dalej
Wtorkowy atak na prowadzony przez chrześcijan szpital Al-Ahli w mieście Gaza jest dobitnym przykładem starego porzekadła, że pierwszą ofiarą wojny jest prawda. Gdy pocisk uderzył w budynek szpitala, wewnątrz byli nie tylko pacjenci, ale może nawet kilka tysięcy ludzi, którzy się tam schronili w nadziei, że obiekt medyczny jest względnie bezpieczny. Tuż przed godz. 19, gdy szpital został trafiony, rozegrał się tam horror. Palestyńczycy mówią, że zginęło co najmniej 500 osób (ale później źródła amerykańskiego wywiadu mówiły o 100-300, a europejskiego o nie więcej niż 50). Na zdjęciach i nagraniach ze szpitala – leżące na podłogach ciała, zakrwawione dzieci, kobiety. Wczoraj palestyński dziennikarz przysłał mi wymowne zdjęcie przedstawiające zakrwawioną rączkę maleńkiego dziecka zaciśniętą na monecie i rogaliku. Trudno przejść obok takich zdjęć obojętnie. Ranni trafili do innego przepełnionego do granic szpitala w Gazie, gdzie lekarze operują na korytarzach, bez znieczulenia, jadąc na oparach paliwa, które daje im prąd. Te doniesienia wywołują gniew na całym świecie, także w ONZ, która apeluje do obu stron konfliktu o natychmiastowe przerwanie walk. Na dalszym planie jest już atak Hamasu na Izrael, który rozpoczął tę wojnę 7 października, brutalnie zabijając ponad 1,3 tys. osób, w większości cywilów, i wziął do niewoli 200–250 zakładników.
Czyja rakieta uderzyła w szpital w Gazie
Hamas od razu o atak oskarżył Izrael. Zagraniczne media podjęły trop, pisząc o „izraelskim ataku”, nie czekając na potwierdzenie tej informacji. Izraelczycy już we wtorek podawali, że według ich danych na szpital spadła rakieta Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu. W środę kadm. Daniel Hagari potwierdził te informacje. Według ustaleń izraelskiej armii (IDF) Hamas wystrzelił serię rakiet we wtorek ok. godz. 18:15, a o 18:59 z pobliskiego szpitala ok. 10 rakiet wystrzelił Islamski Dżihad. Dokładnie o 18:59 pojawiły się doniesienia o eksplozji w szpitalu w Gazie. „Według naszego wywiadu Hamas sprawdził raporty, zrozumiał, że była to rakieta Islamskiego Dżihadu, która wystrzeliła, i zdecydował się rozpocząć globalną kampanię medialną, aby ukryć to, co naprawdę się stało” – stwierdził Hagari. I dodał, że skutki izraelskiego ataku lotniczego wyglądałyby inaczej: byłyby kratery, zawalone ściany budynków, a tu tego nie ma, jedyne uszkodzone miejsce i zniszczenia dotyczą parkingu. Izrael twierdzi, że zniszczeń dokonała rakieta Islamskiego Dżihadu, również ze względu na jej krótki lot i wciąż widoczną większość paliwa z tego pocisku. To nie byłby precedens – izraelska armia doliczyła się już 450 rakiet, które po krótkim locie spadły na terytorium Strefy Gazy, nie przekraczając granicy z Izraelem. Raport IDF został przedstawiony po krzyżowym sprawdzeniu dowodów, w tym danych wywiadowczych i zdjęć lotniczych. A te potwierdziły, że w tym czasie nie było – ani z lądu, ani z morza, ani z powietrza – izraelskiego ostrzału, który uderzyłby w szpital; izraelskie radary wyśledziły rakiety wystrzelone przez terrorystów z Gazy w momencie eksplozji; są podsłuchane rozmowy między terrorystami.
Przedstawiamy zapis ujawnionego także „Polityce” nagrania:
Hamasowiec nr 1: Po raz pierwszy widzimy upadek takiej rakiety.
Hamasowiec nr 2: Dlatego uważamy, że ona należy do Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu.
Co?
Oni mówią, że ona należy do Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu.
Ona jest nasza?
Na to wygląda.
Kto tak mówi?
Oni mówią, że odłamki są lokalnej produkcji, nie izraelskie.
Co ty gadasz, [imię]!
[po chwili ciszy] Na miłość boską nie mogło to sobie wybuchnąć w innym miejscu?
Nieważne, [imię], oni to wystrzelili zza cmentarza.
Co?
Wystrzelili z cmentarza za szpitalem Al-Ma’amadani, ale to był niewypał i spadło na nich.
Za tym jest cmentarz?
Tak, Al-Ma’amadani jest dokładnie w tym kompleksie.
[Cisza] Gdzie to jest, jak wchodzisz na kompleks?
Wchodzisz na kompleks i nie idziesz w kierunku miasta, po prawej stronie masz szpital Al-Ma’amadani.
Aaa… Wiem.
Gniew rozlewa się po Bliskim Wschodzie
Europejscy przywódcy potępili zamach, ale nie przypisali Izraelowi winy. Ale Bliski Wschód i muzułmańskie społeczności w kilku krajach europejskich palcem wskazały na Izrael, słowa potępienia popłynęły z Egiptu, Jordanii, Turcji, Arabii Saudyjskiej, Bahrajnu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Iranu. Doszło do scen przemocy. We wtorek demonstranci szturmowali konsulat izraelski w Stambule, ale też ambasadę USA w Bejrucie, protesty odbyły się pod ambasadami Francji i Wielkiej Brytanii w Teheranie, ogrodzenie francuskiej placówki obrzucono jajami, krzyczano też: „Śmierć Francji i Anglii”. W środę ze względu na zagrożenie Izrael ewakuował swój personel z ambasad w Egipcie i Maroku. W Berlinie ktoś obrzucił koktajlami Mołotowa synagogę.
We wtorek wieczorem zawrzało też w największych miastach na Zachodnim Brzegu, w Ramallah, Nablusie, Dżeninie, gdzie na ulice wyszli głównie młodzi ludzie, by wyrazić swój gniew po ataku na szpital (o który rzecz jasna obwinili Izrael), w Hebronie i Nablusie powiewały flagi Hamasu, doszło do starć z palestyńskimi siłami bezpieczeństwa, które użyły gazu łzawiącego i granatów hukowych. Emocje szybko zamieniły się w żądanie skierowane do Mahmuda Abbasa, by ustąpił ze stanowiska. – Prędzej Netanjahu poda się do dymisji niż on – słyszę od znajomych w Ramallah. Ale ulica już wzywa do powstania przeciwko skorumpowanym i słabym władzom Autonomii Palestyńskiej. Z powodu ataku na szpital w Gazie Abbas skrócił swoją wizytę w Ammanie, gdzie miało dojść do spotkania z prezydentami USA i Egiptu oraz królem Jordanii, ale szczyt odwołano.
Nie jest wykluczone, że równolegle toczy się rozgrywka o schedę po schorowanym Abbasie. Kilka dni temu izraelskie media wychwyciły, że palestyńska agencja informacyjna Wafa, będąca de facto rządowym medium, dopisała do depeszy po telefonicznej rozmowie z prezydentem Wenezueli Nicholasem Maduro zdanie do wypowiedzi Abbasa, że „polityka i działania Hamasu nie reprezentują narodu palestyńskiego”, lecz reprezentuje go jedyny prawowity przedstawiciel, czyli Organizacja Wyzwolenia Palestyny. Zdanie to zostało ponoć dopisane na polecenie Madżida Faradża, szefa palestyńskich służb specjalnych, a następnie usunięte na polecenie Abbasa, gdy się o tym dowiedział. Faradż jest wymieniany jako jeden z kandydatów na jego następcę.
To, co dzieje się na Zachodnim Brzegu, spędza Izraelowi sen z oczu, bo istnieje ryzyko, że wojna z Hamasem rozleje się na kolejny front, bo mieszka tam przecież co najmniej 600 tys. żydowskich osadników. Od początku ataku Hamasu na Izrael na Zachodnim Brzegu zginęło już ponad 60 osób, głównie w starciach z izraelskimi siłami.
Sytuację komplikuje to, że prócz ostrzału ze strony Gazy trwa ostrzał od strony południa Libanu, gdzie ulokowały się jednostki Hezbollahu. Izrael podejrzewa też, że Hamas polecił części zamachowców z sobotniego zamachu ukrycie się na Negewie i podjęcie kolejnych prób ataku.
Czytaj także: Nadchodzi trzecia intifada? Frustracja i broń: niebezpieczna mieszanka
Sytuacja w Gazie jest koszmarna
Tymczasem sytuacja w samej Strefie Gazy pogarsza się. Od ponad 10 dni nie dociera tam żadna pomoc humanitarna, woda, prąd, paliwo. W miejscach, gdzie schronienie znaleźli mieszkańcy północy, racjonowane jest wszystko, także woda (do jednej szklanki na osobę). W szpitalach nie ma już środków znieczulających, 50 tys. ciężarnych kobiet prawdopodobnie nie otrzyma opieki medycznej, organizacje międzynarodowe biją na alarm w sprawie noworodków w inkubatorach, które – jeśli nie będzie prądu – nie będą działać, co dla dzieci oznacza śmierć. Brakuje również worków na ciała zabitych, do przechowywania zwłok używa się m.in. samochodów dostarczających lody.
Po środowej wizycie Joe Bidena w Tel Awiwie Izrael zgodził się w końcu na dostarczenie pomocy humanitarnej od strony Egiptu, ale już zapowiedział, że póki Hamas nie odda zakładników, nie otworzy żadnego z własnych przejść granicznych z Gazą. Chaos panuje w całej enklawie, szczególnie w mieście Gaza, gdzie nadal jest ok. 100 tys. osób, w tym pacjenci w szpitalach, których nie można ewakuować. W zeszły piątek izraelska armia wydała im rozkaz przejścia w ciągu doby do południowej części enklawy, wyznaczając dwie główne trasy, które miały nie być atakowane. WHO nazwała ten rozkaz „wyrokiem śmierci” – północną część zamieszkuje ok. 1,1 mln osób, więc polecenie jest nierealne. Zresztą pojawiły się doniesienia, że Hamas uniemożliwiał mieszkańcom ucieczkę na południe, a także że na konwoje zmierzające na południe spadają rakiety – w piątek w wyniku uderzenia na jeden z konwojów zginęło 70 osób. Izraelska armia zaprzeczyła, by brała udział w tym ataku, nie przyznał się do niego też ani Hamas, ani Palestyński Islamski Dżihad.
ONZ wzywa obie strony do natychmiastowego przerwania walk, ale wydaje się, że operacja lądowa w Gazie jest nieuchronna. Izrael próbuje się jak najlepiej do niej przygotować, gdyż mimo znaczącej przewagi w liczbie wojska i sprzętu walki na tym terenie nie będą łatwe – Hamasowi sprzyja fakt, że zna własny teren, dysponuje gęstą siecią podziemnych tuneli, które mogą również posłużyć do wciągania izraelskich żołnierzy w pułapkę. Izrael przyznaje, że to nie będzie szybka wojna.
Czytaj też: Wstrząsające relacje z Izraela. „Chcemy odzyskać nasze dzieci”