Zemsta za zemstę
Hamas kontra Izrael, czyli zemsta za zemstę. Obie strony zmierzają do totalnej wojny
Ponad tysiąc Izraelczyków zostało rozstrzelanych w biały dzień we własnym kraju. 7 października o świcie bojownicy Hamasu przedarli się – w ok. 20 miejscach – przez supernowoczesną, naszpikowaną elektroniką barierę wokół Strefy Gazy. Strzelali do przypadkowych osób; włamywali się do domów i zabijali całe rodziny z dziećmi; wymordowali prawie 300 uczestników całonocnej imprezy tanecznej na pustyni, w tym wielu obcokrajowców; opanowali izraelskie bazy wojskowe, pozabijali zaspanych żołnierzy. Schwytali ok. 150 zakładników – żołnierzy, dzieci, kobiet, emerytów – których porwali do Strefy Gazy.
Sprawność operacyjna i okrucieństwo terrorystów przeszły najśmielsze oczekiwania i obawy. Z drugiej strony ich atak nie powinien być zaskoczeniem. Strefa Gazy to malutka enklawa wielkości Krakowa, w której mieszka ponad 2 mln ludzi. Od 16 lat jest niemal całkowicie odcięta od świata, dlatego bywa nazywana „więzieniem pod gołym niebem”. Dwie trzecie populacji żyje w nędzy i jest regularnie dożywiana przez ONZ. Bezrobocie wynosi 47 proc., jeszcze więcej wśród młodych. Telefony służą tylko do rozmów i esemesów, bo Izrael zezwolił jedynie na sieć 2G (którą w Polsce mieliśmy pod koniec ubiegłego stulecia). Izrael nie zgodził się również na lotnisko, dlatego jedyne samoloty, jakie widzieli mieszkańcy enklawy, to te izraelskie, które ich bombardują.
Ponure statystyki, zaczerpnięte z raportów ONZ i Banku Światowego, szokują jeszcze bardziej, kiedy porównać je z realiami po drugiej stronie drutu kolczastego. Tam rozciąga się jedno z najbogatszych państw świata, z dochodem narodowym na mieszkańca wyższym niż Niemcy (w Izraelu 52 tys. dol., w Niemczech tysiąc mniej).
Pradziadowie ludzi zamkniętych w Gazie mieszkali kiedyś na terenach dzisiejszego Izraela, ale w 1948 r.