Wojna Hamasu z Izraelem... i światem. Takiego konfliktu jeszcze nie było. Skutki będą potężne
Poranny atak Hamasu na Izrael był tak niespodziewany i jednocześnie o takiej skali i brutalności, że trudno ocenić na gorąco, jak i kiedy się skończy. Czy więc to jest wojna, jak ogłosił premier Beniamin Netanjahu? Czy może jednak zmasowany atak terrorystyczny, ogromny, ale podobny w charakterze do poprzednich incydentów, niewymagający okupacji Strefy Gazy przez wojsko albo przesuwania granic? Może kolejna intifada? A może jednak wojna, i to taka w stylu Jom Kippur, której 50. rocznicę dokładnie wczoraj obchodziliśmy?
W poprzednich intifadach najwięcej walk odbywało się na terenach palestyńskich, a teraz to jednak hamasowcy przenieśli walkę na ziemie Izraela. Myśląc o tym, że już ponad 3 tys. rakiet spadło na Izrael, że zabijają Izraelczyków w ich domach i masowo porywają żołnierzy (co najmniej kilkunastu), trudno porównywać dzisiejsze wydarzenia z czymkolwiek z historii konfliktu bliskowschodniego. Co najwyżej można na razie dostrzec kilka kontekstów.
Czytaj też: Izrael na progu wojny domowej. Takiego kryzysu jeszcze nie było
Zaskoczone służby Izraela
Po pierwsze – wrażenie totalnego zaskoczenia i braku świadomości sytuacyjnej izraelskiego wywiadu. To, że Hamas posiada wielkie zasoby rakiet i moździerzy, wiadomo od dawna, ściągał je z zagranicy i produkował samodzielnie chałupniczymi metodami w Gazie. Ale zorganizowanie akcji ich zmasowanego wystrzelenia w ciągu kilku godzin wymagało dobrego przygotowania stanowisk, transportu sprzętu i amunicji, zbiórki załóg je obsługujących. Była to operacja wojenna wymagająca planów, precyzji działania. Dlaczego izraelskie służby nie zdołały jej wykryć, uprzedzić wojsko i mieszkańców, że coś się szykuje? W 50. rocznicę Jom Kippur szczególnie mocno należy pamiętać, że tamtej wojny Izrael o mało nie przegrał właśnie z powodu zaskoczenia i kilkudniowego uśpienia czujności podczas święta religijnego. Teraz również został napadnięty podczas szabasu.
Dlaczego służby nie dostrzegły tych przygotowań? Izraelczycy będą musieli sobie odpowiedzieć na pytania o spadek gotowości bojowej, przed którym jeszcze kilka tygodni temu ostrzegali emerytowani generałowie Mosadu, Sił Obrony Izraela oraz Szin Betu. Ich troskę wzbudzały masowe demonstracje uliczne i sprzeciw miast przeciwko tzw. reformie wymiaru sprawiedliwości prowadzonej przez Netanjahu. Swoją niezgodę na to, co odczytywali jako łamanie karku sędziom, manifestowali żołnierze rezerwy, piloci, weterani wywiadu, policji i innych służb. A generałowie martwili się, jak społeczna i polityczna polaryzacja wpłynie na gotowość bojową sił zbrojnych państwa. Dzisiaj mamy odpowiedź, armia i służby o ataku Hamasu albo nie wiedziały, albo nie umiały mu zapobiec.
Na razie ataki i walki trwają na południu Izraela. Żołnierze dosłownie walczą o każdy dom, który muszą odbić z rąk terrorystów Hamasu. A jeśli dojdzie do ataku od strony Zachodniego Brzegu albo Hezbollahu od północy? Sytuacja jest wciąż niepewna, ale jeśli Izrael nie pokaże siły w odparciu obecnego ataku, inne kierunki też mogą zostać zagrożone. Doradca Najwyższego Lidera Iranu Jahja Rahim Safawi już pogratulował Palestyńczykom starań o „wyzwolenie Jerozolimy”, można zakładać, że obecnie Irańczycy zachęcają bliższy im ideowo Hezbollah do działania. A może ta proirańska milicja w Libanie czeka po prostu, aż Izraelowi skończy się amunicja do Żelaznej Kopuły, która od rana zajmuje się zwalczaniem rakiet?
Jedno jest pewne: rząd Izraela będzie musiał odpowiedzieć na pytania o to ewidentne zaskoczenie i klęskę wywiadu. Te pytania będą padać na tle rewolucji społecznej rozgrywającej się na ulicach Tel Awiwu i Jerozolimy, konfrontacji miejskich liberalnych elit z konserwatywnymi religijnymi mniejszościami politycznymi, które tworzą obecny rząd Netanjahu. To nie najlepsza atmosfera do wyjaśniania zagadnień wojskowych i wywiadowczych, a głęboko spolaryzowane społeczeństwo łatwo dojdzie do oskarżeń wysuwanych w obu kierunkach: o niszczenie instytucji państwa albo osłabianie czujności przed terrorystami.
Czytaj też: Żydowscy osadnicy urządzili pogrom w palestyńskiej wiosce
Inna taktyka Hamasu
Zawiódł mur, to również oczywiste. Bariera zbudowana wielkim kosztem wokół Strefy Gazy przez Izrael okazała się łatwiejsza do sforsowania, niż przypuszczano. Palestyńczykom udało się wreszcie zbudować system tuneli, taki, którego Izraelczycy nie mogli zniszczyć równie łatwo jak w czasie wojny w 2014 r. Może tym razem taktyka okazała się efektywniejsza z powodu masowości ataku, liczby rakiet użytych przeciw ochronie muru? Dochodzą do nas obrazy zniszczonych czołgów izraelskich, przejętych posterunków i samochodów opancerzonych.
Coś nie tak było z gotowością bojową żołnierzy służących na tych posterunkach. Hamas przeszedł po nich bez większych trudności i zaatakował osady leżące w pobliżu muru. Sygnalizuje to doskonalenie taktyki, lepszą koordynację działania oraz profesjonalizację wojskową Hamasu, który nie tylko przestaje być organizacją terrorystyczną, a staje się de facto i rządem Gazy, i siłami zbrojnymi.
Izrael z pewnością odpowie potężnym uderzeniem swojego lotnictwa, być może nawet zdecyduje się na wejście do Strefy Gazy i jej okupację. Życie przywódców Hamasu może się od sobotniego poranka zdecydowanie skrócić. Ale czy Izrael będzie w stanie skutecznie okupować Gazę? Po to hamasowcy porywają żołnierzy, by właśnie okupację uniemożliwić – publiczne egzekucje mogą, choć nie muszą, osłabić ducha walki interwentów. Izrael będzie musiał też unikać obrazów okupacji w mediach. Walki w mieście, wśród cywilów, z nieuchronnymi ofiarami, mogą po kilku dniach zacząć odstręczać międzynarodowe poparcie dla Izraela.
Co innego być ofiarą terrorystycznego ataku Hamasu, ale co innego być „okupantem walczącym na ulicach z palestyńskimi kobietami i dziećmi”, jak będą to przedstawiać wszystkie arabskie telewizje, propalestyńskie media zachodnie i celebryci w rodzaju antysemity z Pink Floyd Rogera Watersa. Spirala przemocy przeważnie źle się kończy wizerunkowo dla strony dysponującej przewagą wojskową. Kto za tym stoi?
Wojna jest pewna
Wreszcie ostatni kontekst, międzynarodowy. Izrael od pewnego czasu prowadzi arcywrażliwe negocjacje z Arabią Saudyjską w sprawie możliwości wzajemnego uznania dyplomatycznego. Patronują Amerykanie, jako jedyni posiadający odpowiednie środki w regionie, czyli pieniądze na pomoc humanitarną dla Palestyńczyków i wsparcie wojskowe dla Izraela. I posiadający wciąż niepodważalną pozycję polityczną na Bliskim Wschodzie, nawet jeśli ostatnio Rosja i Chiny próbują się rozpychać. Niemniej zwieńczenie „porozumień abrahamowych”, czyli serii porozumień dyplomatycznych Izraela ze Zjednoczonymi Emiratami, Sudanem, Bahrajnem, porozumieniem z Arabią Saudyjską byłoby triumfem polityki Joe Bidena. W dużej mierze również triumfem Saudów i Netanjahu. Wiadomo – dla Bidena to byłby duży sukces w roku wyborczym. Dla Izraela przykrycie problemów z praworządnością. Dla Saudów – porozumienie wojskowe z Ameryką i dostęp do technologii nuklearnych.
Atak Hamasu to odsuwa. To państwo, które go międzynarodowo, choć skrycie, wsparło, działało zarazem przeciwko Izraelowi, przeciwko Saudom i oczywiście przeciwko Bidenowi. Czy to znaczy, że w obecnym kryzysie, wojnie właściwie, Hamasu z Izraelem możemy pytać qui prodest, komu przynosi to zysk? Śladów na razie nie ma, ale pole do spekulacji z pewnością się otwiera.
Kandydatami międzynarodowymi do pierwszych podejrzeń są Irańczycy, dla których wykazanie okrucieństw Izraela wobec Strefy Gazy i Palestyńczyków będzie jednocześnie oskarżeniem tych państw arabskich, które się ponad Palestyńczykami z Izraelem dogadują. A jeśli Irańczycy, to i ich sojusznicy Rosjanie, dla których dalece ważniejsza wojna rozgrywa się w Ukrainie. Kryzys Hamasu i Izraela na jakiś czas odsunie od Rosji zainteresowanie.
Nie można też wykluczyć trójporozumienia Hamasu z Gazy z Hezbollahem z Libanu, dodatkowo z Syrią, która stopniowo odzyskuje pozycję w regionie i zwiększa swój potencjał, przynajmniej do destabilizacji. Powiązania skomplikowanej plątaniny interesów i grup w Syrii z sytuacją w Izraelu, a nawet w Turcji, zaciemniają obraz powodów, dla których Hamas właśnie teraz zdecydował się ruszyć na Izrael.
Wojna Hamasu z Izraelem jest pewna. W ostatnich dekadach mieliśmy już kilka konfliktów Izraela z Hamasem, Hezbollahem czy Syryjczykami. Zawsze wychodził z nich zwycięsko albo przynajmniej osłabiając potencjał przeciwników na kolejne kilka lat. Miały one jednak wymiar regionalny. Kontekst międzynarodowy czyni obecną wojnę wydarzeniem bardziej znaczącym i o konsekwencjach, które przerosną wszystkie zaangażowane strony.