Prorosyjski populista Robert Fico wygrał wybory parlamentarne na Słowacji i prawdopodobnie po raz kolejny wróci do władzy. Jeśli mu się uda, Słowacja stanie się kolejnym krajem Unii rozbijającym jedność Zachodu wobec wojny w Ukrainie.
W 150-osobowym parlamencie Fico zdobył 42 mandaty. Jego główny oponent Progresywna Słowacja (PS) będzie miał 32 posłów. Nikt zatem nie stworzy rządu samodzielnie. Próg wyborczy przekroczyło aż siedem ugrupowań. Arytmetycznie wygląda jednak na to, że to Fico i jego Smer są najbliżej utworzenia rządu z dwoma mniejszymi partiami, zbierając razem 79 mandatów. Ale nawet jeśli by tak miało nie być, komunikat wyborów jest jasny: Fico wrócił, choć kilka lat temu oficjalnie odtrąbiono jego polityczną śmierć.
Fico zawsze czuł się bezkarny
Fico rządził dotąd w latach 2006–18 dwie i pół kadencji z przerwami. Choć zaczynał jako zreformowany postkomunista i prozachodni socjaldemokrata, w rzeczywistości działa jak populista, gotowy powiedzieć wyborcom cokolwiek, aby zyskać czy utrzymać władzę. Kraj pod jego rządami pogrążał się w kolejnych aferach korupcyjnych, najbliżsi współpracownicy i on sam wręcz chwalili się znajomością ze środowiskami podejrzanych przestępców. Media informowały o powiązaniach gospodarczych i towarzyskich tego środowiska z Rosją. Fico albo te oskarżenia bagatelizował, albo po prostu ignorował media, wiedząc, że jego wyborcy i tak nie uwierzą w to, do czego chcą ich przekonać elity z Bratysławy. Całe jego otoczenie czuło się kompletnie bezkarne. Zwieńczeniem tej postępującej zgnilizny było zabójstwo młodziutkiego dziennikarza Jana Kuciaka w 2018 r. Został zastrzelony ze swoją dziewczyną przez płatnych zabójców. Mocodawcy pochodzili z kręgów pomnażających majątki w korupcyjnej atmosferze stworzonej przez rządy Roberta Ficy.
Tego było już za wiele i milionowe demonstracje zdmuchnęły Fica ze szczytów władzy. Jego dymisję uznano wtedy za polityczną śmierć. Jak się okazało – przedwcześnie.
Czytaj też: Czy wybory skończą się powrotem do ciemnej przeszłości Ficy?
Po myśli Putina, śladami Orbána
Powrót na szczyty okazał się możliwy głównie z tego powodu, że opozycja, która po nim przejęła władzę, zamiast zapowiadanych porządków przyniosła głównie gabinetowe walki o stołki oraz ciąg skandali i ekscentrycznych wybryków. W dodatku Rosja zaatakowała Ukrainę, co Fico skrzętnie wykorzystuje do dziś. Swoich wyborców zmobilizował, tym razem głosząc, że Słowacja na wsparciu Ukrainy tylko traci, jednoznacznie krytykując postawę Zachodu. Na otwarte poparcie Putina sobie na razie nie pozwala i wygląda na to, że chce pójść śladami swojego sąsiada z południa Viktora Orbána. Ale prozachodnią prezydentkę kraju Zuzanę Czaputową już konsekwentnie nazywa „agentką USA” i podobny zarzut formułuje wobec wszystkich, którzy się z nim nie zgadzają.
Nowa koalicja, ktokolwiek ją stworzy, na pewno będzie krucha, Słowację czeka zatem także kontynuacja chaosu. W tej chwili komentatorzy jasno wskazują, że klucze do przyszłości ma ugrupowanie o enigmatycznej nazwie Hlas (Głos), które zajęło trzecie miejsce. To grupa byłych ludzi Ficy, którzy uciekli z jego partii pięć lat temu, kiedy po zabójstwie Jana Kuciaka wydawało się, że to już definitywny koniec. Ich lider Peter Pellegrini został wtedy nawet na krótko premierem. Z jego wypowiedzi wynika, że raczej skłania się ku koalicji z Robertem Fico, ale nie deklaruje się jednoznacznie, żeby wytargować możliwie najsilniejszą pozycję – czyli jak najwięcej stołków w przyszłym rządzie.