576. dzień wojny. Trwa niewidzialna walka. To jedyne, co działa w rosyjskiej machinie
W Zatoce Sewastopolskiej, czyli głównej bazie Floty Czarnomorskiej, ponownie doszło do eksplozji. Wszystko wskazuje, że tym razem został trafiony budynek dowództwa. Jest mocno uszkodzony, w środku wybuchł pożar. Szczegółów na razie nie znamy. Niewykluczone, że Ukraińcy kontynuują te ataki, by sparaliżować aktywność Rosjan na morzu. Może uda się ograniczyć w ten sposób blokadę wybrzeża (zbrodnicze działania Rosji na tym polu grożą głodem w wielu krajach). Droga morska nie ma większego znaczenia militarnego, całe wojskowe zaopatrzenie dociera przez Polskę transportem kolejowym, w części drogowym.
Wczoraj wieczorem statek handlowy „Aroyat” (bandera Palau, grecki armator Antares Shipmanagement), wyładowany 17,6 tys. ton ziarna, opuścił port Czornomorsk i zmierza do El Dekheila w Egipcie. Miejmy nadzieję, że będzie mu dane dopłynąć. 20 września eksplozja wstrząsnęła maszynownią niedużego frachtowca „Seama” żeglującego pod banderą Togo, należącego do tureckiego armatora Efemay Denizcilik. Statek miał już 41 lat. Stał na kotwicy 20 km od delty Dunaju i podejrzewa się, że przyczyną eksplozji była dryfująca rosyjska mina. Tonął blisko dwa dni, częściowo osiadł na dnie (rufą), dziób wciąż jest nad powierzchnią.
Ukraińcy uderzyli na lotnisko Saki na Krymie, gdzie stoją głównie Su-30SM należące do 43. Sewastopolskiego Morskiego Pułku Lotnictwa Szturmowego Floty Czarnomorskiej. Na stoiska z samolotami spadły rakiety przeciwokrętowe R-360 Neptun, niedawno dostosowane do atakowania celów naziemnych.