Zdalne oblężenie Krymu
Zdalne oblężenie Krymu. Ten atak musiał Rosjan zaboleć
Sewastopol i Eupatoria na Krymie stały się nowymi dowodami rosnących zdolności Ukrainy do dalekosiężnych ataków z powietrza i spełniły groźbę uderzania w bolesne miejsca na okupowanym od dziewięciu lat półwyspie. Zabolał szczególnie atak pocisków manewrujących i dronów na stocznię remontową w Sewastopolu. Spłonął okręt desantowy „Mińsk”, ale ważniejsze, że ciężko uszkodzony został nowoczesny okręt podwodny „Rostow nad Donem”.
W zdolnościach operacyjnych to dla Rosji ubytek bardziej istotny niż zatopienie starego krążownika „Moskwa”. Okręty podwodne służą nie tylko do odpalania spod wody pocisków Kalibr, których nie są w stanie dużo zabrać. Dużo ważniejsza jest ich rola w skrytym patrolowaniu wód, namierzaniu jednostek przeciwnika i stwarzaniu stałego choć niewidocznego zagrożenia dla ruchu statków i okrętów. Wyeliminowanie okrętu podwodnego można śmiało uznać za największy sukces Ukrainy w zwalczaniu Floty Czarnomorskiej. Trafienie nowoczesnego systemu obrony powietrznej średniego zasięgu S-400 dowodzi z kolei, że Rosji może brakować systemów bliskiego zasięgu do ich osłony przed pociskami nadlatującymi za nisko i za wolno, by były w stanie obronić się samodzielnie. Ogłupienie rosyjskiego Triumfa wymagało skomplikowanej sekwencji uderzeń, której opracowanie pozwoli na łatwiejszą eliminację najcenniejszych zasobów obrony powietrznej wroga.
Tymi sukcesami pochwali się Wołodymyr Zełenski w czasie trwającej właśnie drugiej podróży do USA, podczas której ukraiński prezydent wystąpi w ONZ i spotka się z Joe Bidenem. Za zamkniętymi drzwiami zapewne zda relację z ofensywy i ustali plan, co dalej. Poza podziękowaniami mogą pojawić się narzekania na Elona Muska, który przyznał, że zablokował dostarczony Ukrainie system łączności satelitarnej Starlink przed jednym z wcześniejszych ataków na Krym.