Bruksela: Koniec embarga na zboże z Ukrainy. Reakcja Warszawy sprzeczna z prawem UE
Nie potwierdziły się spekulacje o co najmniej dodatkowych dwóch miesiącach embarga, którymi w ostatnich dniach żyła strona rządowa i opozycja. Ale nie będzie przedłużone. Zakaz importu pszenicy, rzepaku, ziaren kukurydzy i słonecznika z Ukrainy do Polski, Słowacji, Węgier, Bułgarii i Rumunii wygasł o północy z piątku na sobotę.
Czy Bruksela pójdzie do TSUE?
Dalszego embarga (co najmniej do końca roku) chciał zarówno rząd Mateusza Morawieckiego, jak i m.in. Donald Tusk, który (razem z Michałem Kołodziejczakiem z Agrounii) w piśmie do szefostwa Parlamentu Europejskiego apelował o dodatkowy nawet roczny zakaz.
Ukraińcy do ostatniej chwili ostro naciskali na Brukselę, by nie przedłużała zakazów. Jednocześnie prezydent Wołodymyr Zełenski dziękował Bułgarom za – potwierdzone wczoraj przez ich parlament – deklaracje, że nie chcą już embarga. Natomiast do piątkowego wieczora Kijów nie poinformował o ewentualnych dalszych krokach, choć parę dni temu groził przeniesieniem sporu na poziom Światowej Organizacji Handlu.
Analizy rynku zbóż, na które powołała się w piątek Komisja, skrajnie różnią się od interpretacji władz Polski i komisarza UE ds. rolnych Janusza Wojciechowskiego. Są zgodne z ocenami wielu pozostałych państw UE. Warszawa kilka dni temu zapowiedziała, że w razie braku dalszego unijnego zakazu wprowadzi jednostronne embargo. I tak się stało. „Podpisałem rozporządzenie utrzymujące embargo na zboże z Ukrainy” – oświadczył w piątek minister rozwoju i technologii Waldemar Buda. To sprzecznie z prawem Unii i stawia Brukselę przed dylematem, czy wszczynać procedury dyscyplinujące z możliwym finałem w TSUE.
Czy kompromis coś da?
Bruksela zaproponowała w piątek kompromis. Poinformowała, że Ukraina zgodziła się wprowadzić „wszelkie środki prawne (w tym np. system licencjonowania eksportu) w ciągu 30 dni, aby uniknąć skoków cen zboża” w unijnych krajach ościennych. A wcześniej Kijów ma wprowadzić (już od soboty) „skuteczne środki kontroli wywozu” pszenicy, rzepaku, kukurydzy i słonecznika, „aby zapobiec zakłóceniom rynku w sąsiednich państwach członkowskich”. Władze Ukrainy mają najpóźniej do poniedziałkowego wieczora przedłożyć swój plan brukselskiej „platformie”, czyli forum negocjacyjnemu Komisji, Ukrainy, Polski, Słowacji, Węgier, Bułgarii i Rumunii, do którego ostatnio dołączyły kraje bałtyckie.
Trzeba pamiętać, że zboże jest kluczową częścią gospodarki Ukrainy, która do napaści przez Rosję była drugim co do wielkości eksporterem zboża na świecie. W tym roku wyeksportowała produkty rolne o wartości ok. 27 mld dol., co stanowi blisko połowę jej całkowitego dochodu z eksportu.
Dalsze losy ukraińskiego eksportu rolnego będą trudnym testem solidarności ze strony Europy Środkowo-Wschodniej. Zwłaszcza że pod koniec września wybory na Słowacji mogą przywrócić do władzy Roberta Fica, którego poglądy na Ukrainę i Rosję są zbliżone do poglądów Viktora Orbána. Jednak kluczowa będzie, jak przy poprzednich embargach, decyzja Polski. Spór o import to przedsmak trudności, jakie czekają Unię i Ukrainę w rozmowach akcesyjnych wymagających dostosowania polityki rolnej. Dotychczas polscy rolnicy – również przed napaścią Rosji na Ukrainę – konkurowali z ukraińskimi, korzystając ze standardowego unijnego wsparcia. Przy utrzymaniu obecnych reguł głównymi, a w zasadzie jedynymi beneficjentami tych dopłat staliby się Ukraińcy.