566. dzień wojny. „Ostawit, ostawit ogoń!”. Kiedy rosyjska artyleria tłucze po swoich
Ukraińskie Naczelne Dowództwo Wojskowe podsumowało niewielkie postępy własnych działań ofensywnych: przez ostatni tydzień wyzwolono 2 km kw. terenu na południe od Bachmutu i 4,8 km kw. na południe od Orichiwa, najwięcej na południe od Robotyne. Wciąż nie mogą sobie poradzić z silnie ufortyfikowanym Werbowe. To poważne zagrożenie dla skrzydła nacierających wojsk, które przed pójściem dalej powinny poszerzyć wyłom i umocnić jego boki. Dlatego dwa dni temu Rosjanie przeprowadzili silny boczny kontratak – został powstrzymany. Popełnili fatalny błąd: uderzyli z jednej strony podstawy ukraińskiego włamania zamiast zbieżnie z obu. Notabene Polacy w bitwie nad Bzurą popełnili ten sam: od strony Łęczycy i Łowicza kontratakowały Armia Pomorze i Armia Poznań, zabrakło południowych ramion kleszczy Armii Łódź i odwodowej Armii Prusy (a przynajmniej jej części) od strony Opoczna i Nowego Miasta nad Pilicą. Zawiniło głównie naczelne dowództwo, w ogóle niechętne kontrnatarciu. Dowódca Armii Łódź gen. dyw. Juliusz Rómmel porzucił swoich ludzi, zwiał do Mszczonowa, a potem do Warszawy. Dowódca Armii Prusy gen. dyw. Józef Dąb-Biernacki (nie do końca z własnej winy) nie potrafił pozbierać swoich żołnierzy.
Ukraińcy kontratak przetrzymali, co nie znaczy, że znikło niebezpieczeństwo. Kluczem jest zdobycie Werbowe, stanowiącej coś, co w wojsku nazywa się „pozycją ryglującą”, jak zamek do drzwi. Innych większych zmian na froncie nie ma.