547. dzień wojny. Koniec Prigożyna. To na pewno nie był wypadek. Co teraz z Grupą Wagnera?
Tym razem na frontach wielkie zmiany nie zaszły, więc szczegółowsze omówienie przeniesiemy na jutro. Wymienić wypada dwa ciekawe wydarzenia. Jedno to ucieczka rosyjskiego pilota śmigłowca Mi-8MTSz, znanego w Polsce pod nazwą eksportową Mi-17 (odmiana MTSz jest nowsza od używanych u nas „siedemnastek”). Śmigłowiec należący do rosyjskich sił powietrzno-kosmicznych, a dokładnie do 337. Samodzielnego Pułku Śmigłowcowego, wykonywał lot między lotniskami wojskowymi Rosji, transportując części zamienne dla Su-30. Po lądowaniu w Połtawie pilot poddał się, a dwóch pozostałych członków załogi (drugi pilot i technik pokładowy), którzy nic nie wiedzieli o zmianie trasy, stawiało opór i zostało „zlikwidowanych”, jak podaje ukraiński GUR. Rodzina pilota, który uciekł (i dostanie odpowiednio wysoką nagrodę), już wcześniej opuściła Rosję i została sprowadzona do Ukrainy.
Drugim wartym odnotowania wydarzeniem jest lądowanie ukraińskiej grupy specjalnej na Krymie. W łodziach szturmowych znaleźli się w rejonie Oleniwki w zachodniej części półwyspu. Infiltracja zapewne się nie powiodła, bo doszło do strzelaniny z rosyjskimi siłami porządkowymi. Oczywiście nie był to żaden „desant”, o którym rozpisywały się media, tylko rajd sił specjalnych. O takich rajdach spróbujemy jeszcze napisać, żeby wyjaśnić, czemu to służy. Niewykluczone, że ukraińskie siły bezpieczeństwa operują na Krymie i odnoszą sukcesy. Wcześniej zniszczyły tu baterię przeciwlotniczą najnowszego zestawu rakietowego S-400 Triumf, oficjalnie za pomocą dronów. Jak było naprawdę, trudno powiedzieć. Może to siły specjalne dają się Rosjanom we znaki.