Świat

Kolega europejskiej prawicy zostanie prezydentem Argentyny? Morawiecki już go zna

Javier Milei, lider LLA, neoliberał rodem z podręczników szkoły chicagowskiej i niesłychanie zatwardziały konserwatysta. Javier Milei, lider LLA, neoliberał rodem z podręczników szkoły chicagowskiej i niesłychanie zatwardziały konserwatysta. Agustin Marcarian / Reuters / Forum
Choć wybory odbędą się dopiero jesienią, argentyńska scena polityczna mocno się trzęsie – rozkołysał nią Javier Milei, zwycięzca prawyborów. Europa usłyszała o nim pierwszy raz, kiedy pojawił się na zlocie europejskich radykałów w Madrycie.

Żeby dobrze zrozumieć, w jakim punkcie jest argentyńska kampania prezydencka, trzeba rozłożyć na czynniki pierwsze głosowanie z 13 sierpnia. Znane pod akronimem PASO (od pierwszych liter słów „otwarte”, „jednoczesne”, „obowiązkowe” i „prawybory”), jest specyficzną próbą generalną przed właściwymi wyborami. Wprowadzono je w 2009 r., a udział w nich jest obowiązkowy dla każdej partii lub koalicji, która planuje wystawić kandydata. Jeśli o nominację ubiega się więcej niż jedna osoba, prawybory działają w tradycyjnym sensie – wyborcy skreślają jedno nazwisko, decydując, kto ostatecznie będzie reprezentował ich opcję polityczną.

Trochę inaczej wygląda to w przypadku partii, które kandydata wyłoniły wcześniej. W teorii ma on nadal wiele do stracenia, bo gdyby w prawyborach własnej formacji, nie mając rywala, nie zebrał co najmniej 1,5 proc. głosów, straciłby prawo do udziału w wyborach federalnych.

Praktyka mówi jednak co innego – PASO to po prostu sprawdzian poparcia przed finałowymi tygodniami kampanii, barometr nastrojów. W dodatku bardzo reprezentatywny, bo głosować można na dowolną listę partyjną, a udział jest obowiązkowy dla wszystkich między 18. a 70. rokiem życia (opcjonalnie głosować mogą starsi obywatele oraz 16- i 17-latkowie).

Argentyna pogrąża się w kryzysie

W niedzielę największe poparcie, dość sensacyjnie, uzyskała koalicja La Libertad Avanza (LLA), w wolnym tłumaczeniu: „nadchodząca wolność”. Nietrudno się domyślić, że to opcja neoliberalna, popierająca deregulację gospodarki i ograniczenie wydatków publicznych. Na LLA zagłosowało 30 proc. wyborców, zaledwie 1,5 pkt proc. więcej niż na centroprawicową koalicję JxC („Razem dla zmian”) i ledwie 2,5 pkt proc. więcej niż na reprezentującą środowisko peronistów lewicowo-populistyczną koalicję UxP („Zjednoczeni dla ojczyzny”). Z jednej strony przewaga neoliberalnych radykałów jest niewielka, z drugiej wygrali w aż 16 z 24 prowincji. Ostatnie sondaże dawały LLA dopiero trzecie miejsce, z poparciem szacowanym na poziomie 17 proc. w skali kraju.

Przechył na prawo i silna pozycja zwolenników deregulacji jest do pewnego stopnia zrozumiała, biorąc pod uwagę katastrofalną kondycję gospodarki. Inflacja sięga 115 proc., odchodzący lewicowy rząd prezydenta Alberto Fernandeza ma napięte stosunki z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, głównym kredytodawcą Argentyny, nie jest też w stanie uwiarygodnić się w oczach inwestorów i potencjalnych partnerów. Cristina de Kirchner, legenda ruchu peronistycznego, tonie w oskarżeniach korupcyjnych, i choć w maju została oczyszczona z zarzutów w jednym z procesów, w innym skazano ją na sześć lat pozbawienia wolności – sama przyznaje, że na sukces apelacji nie liczy.

Do tego dochodzą spory z Wielką Brytanią o Falklandy, przestępczość na obszarach przygranicznych i zapaść infrastruktury transportowej. To idealne warunki dla kogoś, kto twierdzi, że wie, jak rozwiązać problem 44 mld dol. długu, który Argentyna ma w MFW.

Czytaj też: Kto bił brawo Morawieckiemu? Z kim PiS przyjaźni się w Europie

Między Meloni a Morawieckim

Tym kimś jest Javier Milei, lider LLA, neoliberał rodem z podręczników szkoły chicagowskiej i zatwardziały konserwatysta. Europa usłyszała o nim w październiku 2022 r., kiedy pojawił się w Madrycie na zorganizowanym przez hiszpańską partię Vox kongresie prawicowych populistów. Objawił się wtedy jako przeciwnik aborcji w każdym przypadku – argumentuje, że ciąży nie wolno przerywać, nawet gdy pochodzi z gwałtu na nieletniej, bo „jednej zbrodni nie da się naprawić drugą”. Chciałby zdelegalizować ministerstwo ds. praw kobiet, cofnąć progresywne reformy, także dotyczące polityki energetycznej. W katastrofę klimatyczną nie wierzy, uważa ją – podobnie jak jego idole Jair Bolsonaro i Donald Trump – za spisek marksistowskiej lewicy.

W Madrycie gościł nie przez przypadek – z liderem VOX Santiago Abascalem utrzymuje bliskie stosunki od co najmniej trzech lat. W 2020 r. został też sygnatariuszem tzw. Karty Madryckiej, przygotowanej przez Fundación Disenso, konserwatywny think tank działający przy Vox. W treści deklaracji można znaleźć m.in. zapowiedź walki z totalitarnym komunizmem, definiowanym jako „projekt kryminalny”, zagrażający „rozwojowi i dobrobytowi wolnych państw”. Chcą też sygnatariusze dokumentu walczyć z globalizmem i bronić dziedzictwa zachodniej kultury. Wśród polityków, którzy podpisali pismo, byli m.in. Eduardo Bolsonaro, brazylijski senator i syn eksprezydenta, Chilijczyk Jose Antonio Kast, drugi w ostatnich wyborach prezydenckich, zwolennik kopania wilczych dołów dla zatrzymania migracji, oraz obecna premier Włoch Giorgia Meloni. Jak pamiętamy, na konferencji w Madrycie, gdzie Milei opowiadał o homoseksualizmie jako dewiacji i zgniliźnie moralnej Zachodu, był obecny premier Mateusz Morawiecki.

Od poglądów Mileia europejscy politycy się nie odcinali, co jest o tyle ciekawe, że Argentyńczyk przepowiadał m.in. rychłe zwycięstwo Rosji w walce z Ukrainą („Joe Biden jest za miękki, żeby wspomóc Kijów”). Dziś do wyborców mówi głównie językiem neoliberalnej ekonomii. Chciałby rozwiązać bank centralny, a peso zamienić na amerykańskiego dolara. Negocjacje z MFW oddałby w ręce prywatnych konsultantów, wydatki publiczne ściął niemal do zera. Do tego dodaje typowe dla polityków jego opcji zapowiedzi zaostrzenia prawa karnego, poszerzenia uprawnień służb mundurowych, generalnie rządów „prawa i porządku”.

Czytaj też: Od Paryża po Londongrad. Politycy, których Putin ma w kieszeni

Argentyna mocniej skręca w prawo

Czy to on zostanie nowym prezydentem Argentyny? Na razie za wcześnie, by o tym przesądzać. Prawybory PASO są dobrym papierkiem lakmusowym, ale do wyborów zostały dwa miesiące, wiele może się zmienić. Sondażom nie ma za bardzo co ufać, bo nie są prowadzone na poziomie prowincji, tylko kraju, przez co tracą na reprezentatywności. Najbardziej prawdopodobna wydaje się druga tura, w której równie możliwa jest każda z kombinacji z udziałem Mileia, byłej minister ds. bezpieczeństwa publicznego Patricii Bullrich (wygrała nominację JxP) oraz dawnego ministra finansów Sergio Massy (kandydat UxP).

Małe szanse, by neoliberalna koalicja LLA zdobyła dość mandatów, żeby mieć większość w parlamencie – a to sparaliżowałoby Mileia w razie wygrania prezydentury. Najbliższe tygodnie będą więc decydujące dla losów Argentyny, nie tylko w krótkiej, ale i długiej perspektywie. Gdyby Javier Milei rzeczywiście wygrał 22 października, w Buenos Aires powstałby najbardziej konserwatywny rząd od czasów dyktatury wojskowej z lat 1976–83. Co dobrych skojarzeń bynajmniej nie budzi.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wakacje młodych Polaków: na pokaz, byle się klikało. Wszyscy wrócą tak samo zmęczeni

Co robi młodzież w wakacje? Dawniej odpoczywała, a dziś szuka atrakcji albo... pracy. Mało kto zrobi sobie wolne od social mediów. A wszyscy wrócą jednakowo zmęczeni. Bo dziś już nawet nicnierobienie nie jest takie samo jak kiedyś.

Zbigniew Borek
26.06.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną