Zakładnik Łukaszenki. Poczobut pół roku spędzi w karcerze, w celi bez okna i pryczy
Ta wiadomość rozrywa serce. Również takim jak my, nawykłym do opisywania zdarzeń brutalnych, tragicznych, do zła. Ale informacja, która nadeszła z Grodna od żony Andrzeja Poczobuta, jest ponad tym wszystkim. Z gatunku wieści, które trudno ogarnąć, trudno się z nimi zmierzyć. Trudno je ubrać słowa. Poczobut, więziony w Nowopołocku dziennikarz i działacz mniejszości polskiej na Białorusi, został ukarany półrocznym pobytem w karcerze.
Andrzej Poczobut. Seria złych wiadomości
W lutym Poczobuta skazano na osiem lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze za zarzuty wymyślone przez prokuraturę: rzekome podsycanie do nienawiści na tle rasowym i religijnym, próbę rehabilitacji nazizmu, działania na szkodę białoruskiego państwa poprzez optowanie za sankcjami na reżim.
Ponad miesiąc temu Poczobuta przewieziono do kolonii karnej w Nowopołocku, jednej z najbardziej srogich, brudnych, strasznych. Owianej legendą miejsca, w którym się umiera: od tortur, bicia, braku pomocy medycznej, pracy w fatalnych warunkach, skażonego powietrza. Nowopołock to centrum petrochemii białoruskiej. Kolonia otoczona jest rurami, z których uchodzą trujące gazy.
Od miesiąca nie było o Andrzeju żadnych wieści, widzeń odmówiono również jego adwokatowi. Nie dochodziły do niego listy ani paczki. Już wówczas było jasne, że dzieje się coś złego.
Wreszcie przyszła wieść – zła jak poprzednie – że Andrzej natychmiast po odbyciu kwarantanny został umieszczony w karcerze i przebywał tam 30 dni. Nie skarżył się. Napisał tylko, że w karnej celi mimo upałów było tak zimno, że budził się w nocy. Karcer to cela zwykle pozbawiona okien i pryczy do spania, więzień przebywa tu w samotności. A kolejna wiadomość jest równie dramatyczna: Poczobut ma spędzić w karcerze najbliższe pół roku!
Czytaj też: Poczobut odsiadkę traktował jak delegację
Nowopołock. Kolonia owiana złą sławą
Żona Poczobuta Oksana pisze w mediach społecznościowych: „został ukarany, bo odmówił pracy, której nie może wykonywać”. Jak dodaje, „lekarz odmówił podpisania zaświadczenia, bo stan zdrowia nie pozwala na trzymanie go w karcerze, badanie wykazało zakłócenia rytmu serca i ciśnienie 190/140. Ale nazajutrz przyszedł bardziej »doświadczony« medyk, internista, podpisał zaświadczenie i wysłał go do karceru. Teraz przy mierzeniu ciśnienia Andrzejowi nie pokazują wyników”. Spokój Oksany jest pozorny, ta opowieść jest dramatyczna. Poczobut od lat cierpi na dolegliwości serca i nadciśnienie.
Karcer w Nowopołocku ma równie złą sławę co cała kolonia karna. Kieruje się tam zwłaszcza więźniów politycznych; są bici i torturowani, przetrzymywani godzinami z podniesionymi rękami, dopóki nie stracą przytomności. Kary mogą trwać w nieskończoność, bo rządzą strażnicy, a więźniowie są na ich łasce.
Poczobut jest właśnie więźniem politycznym. Znienawidzonym przez Łukaszenkę, bo nie dał się złamać, nie ukląkł przed dyktatorem, nie prosił o łaskę i nigdy nie przyznał się do winy.
W Nowopołocku więźniowie pracują w tartaku. W kurzu i hałasie. Bez masek, żadnej ochrony. Nie wiadomo, jakiej pracy odmówił Poczobut, ale z pewnością postąpił słusznie. Mógł nie stawiać oporu i milczeć, ale on nigdy nie milczał, gdy widział zło czy niesprawiedliwość. Pisał prawdę bez względu na cenę. Pół roku w kolonii karnej to długo. Pół roku w karcerze to nieskończoność.
Czy polska dyplomacja potrafi mu pomóc? Czy pozwolimy Łukaszence zamęczyć go na oczach świata? Wielokrotnie słyszałam to wyjaśnienie: „Robimy wszystko, co możliwe”. Czy rzeczywiście? Może wreszcie należy zrobić coś niemożliwego. Poczobut jest zakładnikiem reżimu. Zakładników odbijano nawet podczas wojny. Poczobuta też trzeba odbić. Póki czas.
Czytaj też: Białoruś. Ostatni europejski kraj z karą śmierci