Świat

Rubel mocno traci na wartości. Popatrzmy, jak pięknie upada imperium Putina

Kurs rubla mocno spada. Moskwa, 14 sierpnia 2023 r. Kurs rubla mocno spada. Moskwa, 14 sierpnia 2023 r. Maxim Shemetov / Reuters / Polityka
Kurs dolara na rosyjskiej giełdzie właśnie przekroczył 100 rubli. To największy spadek waluty od początku inwazji na Ukrainę. Sankcje działają, gospodarka w wojennym trybie sobie nie radzi, a Kreml najwyraźniej nie wie, jak ugasić kryzys.

Samo słabnięcie rubla nie jest sytuacją wyjątkową, Rosja przeżyła niejeden kryzys finansowy. Problemem jest jednak niestabilność waluty, a w zasadzie zły stan gospodarki, która przetrwała wprawdzie pierwsze uderzenie sankcji, lecz kolejne już znacznie gorzej. Od grudnia 2022 r. kumulują się skutki wojennego zaangażowania, zachodnich restrykcji i nieskutecznych decyzji władz. I stąd kłopoty rubla.

Rubel traci na wartości

Spadek wartości waluty wywołało wiele czynników, ale trzy można uznać za najważniejsze. Po pierwsze, słaby bilans handlowy. „W tym roku Rosja ma duże problemy z eksportem” – mówiła w lipcu agencji Interfax szefowa Banku Centralnego Elwira Nabulina. To skutek odcięcia się Europy od rosyjskich węglowodorów. Eksport od stycznia do maja spadł o 40 proc., import wzrósł o 15 proc. Do kraju napłynęło zatem mniej waluty, a jest potrzebna, bo Rosja prowadzi tzw. import równoległy (poprzez pośredników) zachodnich towarów – tłumaczyła Nabulina.

Po drugie, odpływ kapitału (władze starają się ten czynnik zbagatelizować). Rynek Rosji opuszczają głównie zagraniczne firmy. „Dopływ waluty maleje, odpływ kapitału rośnie” – oceniła w lipcu w rozmowie z „Financial Times” Aleksandra Prokopienko z Carnegie Eurasia Center, była urzędniczka Banku Centralnego. Od początku pełnoskalowej inwazji na Ukrainę Rosjanie przetransferowali na zagraniczne konta ponad 40 mld dol. depozytów. Dużą falę odpływu oszczędności za granicę odnotowano we wrześniu 2022 r., kiedy Władimir Putin zarządził „częściową mobilizację”, a kolejną 24 czerwca, gdy Prigożyn wzniecił bunt. Za każdym razem Rosjanie relokowali na zagraniczne konta ok. 100 mld rubli, czyli trochę ponad miliard dolarów.

Po trzecie, Rosja ma największy w swojej współczesnej historii deficyt budżetowy. Już w maju przekroczył plan na 2023 r. Projektując go, władze zakładały, że zdołają zachować równowagę, utrzymując m.in. cenę ropy URALS na poziomie 70 rubli za baryłkę. To nie wyszło, podobnie jak nie udało się utrzymać produkcji na poziomie 10 mln baryłek dziennie – od początku marca spadła o pół miliona. Rosja powinna zyskać, bo zwykle ograniczenie podaży surowców winduje ceny. Obowiązuje jednak limit nałożony przez zachodnie kraje i Rosja musi oferować przynajmniej 20-proc. upust swoim azjatyckim kontrahentom. Rynek surowców energetycznych stracił 1,3 bln rubli, prawie dwukrotnie więcej niż w poprzednim roku – potwierdzał niedawno portal RBK.

Co więcej, Kreml liczył, że kurs dolara – 68 rubli – się utrzyma. Ale właśnie przebił psychologiczną barierę 100 rubli.

Czytaj też: Sankcje cofną Rosję prawie do epoki kamienia łupanego

Ruble na czarną godzinę

Bank Centralny reaguje; 3 sierpnia podjął decyzję o wstrzymaniu zakupu obcych walut do końca roku „w celu przywrócenia stabilności” finansowej. Co oznacza, że zawiesił regułę budżetową. Skorygowana na początku roku, zobowiązuje władze do comiesięcznej oceny potencjalnej wielkości dochodów z handlu surowcami energetycznymi. Jeśli przekroczą 8 bln rubli rocznie, rząd wymienia nadwyżkę na obce waluty i odkłada na fundusz na czarną godzinę. W przypadku niższych dochodów sprzedaje walutę, by zasilić budżet. Ma to m.in. łagodzić wahania kursów na giełdzie – tłumaczył na początku stycznia minister finansów Anton Siłuanow.

Na łamach dziennika „Wiedomosti” pojawiły się ostatnio przecieki, że resort finansów w najbliższych miesiącach przestanie kupować obcą walutę (juan) za dodatkowe zyski z ropy i gazu. Rząd planuje wykorzystać te środki na pokrycie deficytu. Przy okazji chce zmniejszyć presję na rubla i spowolnić tempo wyczerpywania się Funduszu Dobrobytu Narodowego, który dziś pokrywa deficyt.

Eksperci nie sądzą, że interwencje Banku Centralnego ugaszą kryzys. Spadek wartości rubla jest bowiem wyłącznie wskaźnikiem – wyjaśniała Alexandra Prokopienko. „To krzyk, że gospodarka jest bardzo źle zbilansowana i nie funkcjonuje prawidłowo. I zarazem komunikat: zrób coś, bo później będzie gorzej!” – mówiła w rozmowie z „New York Timesem” 10 sierpnia.

Czytaj też: Rosja nie jest tak odporna na sankcje, jak twierdzi Putin

„Cała zagranica z nas się śmieje”

Eksperci spodziewają się, że spadkowy trend utrzyma się jeszcze przez kilka miesięcy. Dopiero pod koniec roku – jak stwierdził na Telegramie Dmitrij Poliewoj, główny analityk Loko-Invest – kurs wróci do poziomu 85–90 rubli za 1 dol. Aleksander Isakow, ekonomista „Bloomberga” w Rosji, stawia jednak przedtem dwa warunki. Po pierwsze, Bank Centralny powinien podnieść stopę procentową do 9,5. Po drugie, rząd musi ograniczyć wydatki.

Jeśli władzom nie uda się ustabilizować kursu waluty, efekt psychologiczny może nakręcić spiralę niepokoju i ograniczyć zaufanie do instytucji finansowych. W obawie przed inflacją i deprecjacją rubla ludzie zwiększają zakupy, np. sprzętu AGD, samochodów i mieszkań. Lecz zwykle tuż potem konsumpcja drastycznie spada. Buzujące emocje udzieliły się już głównemu kremlowskiemu propagandyście Władimirowi Sołowiowowi. Kilka dni temu w swoim programie mówił mocno wzburzony: „Do cholery, dlaczego kurs tak skacze?!”. I zarzucał Bankowi Centralnemu: „Cała zagranica z nas się śmieje! Jedna z trzech najsłabszych walut świata to nasz rubel!”. I tu akurat nie mijał się z prawdą. „Bloomberg” uznał rubla, lirę turecką i argentyńskie peso za najsłabsze waluty wschodzących rynków.

Sołowiow widzi w tym zagrożenie dla Kremla. Ostrzegł, że inflacja może wystrzelić dokładnie w wybory wiosną 2024 r. i utrudnić reelekcję Putinowi. Tymczasem administracja prezydenta oszczędnie sprawę komentuje. Agencja informacyjna TASS opublikowała w poniedziałek komentarz asystenta Putina Maksima Oreszkina: „Bank Centralny ma wszystkie niezbędne narzędzia, żeby znormalizować sytuację w najbliższej przyszłości i zapewnić obniżkę oprocentowania kredytów”.

Czytaj też: Największy strach Rosjan? Że stracą zachodnie smartfony

„Rosja jest u szczytu rozwoju!”

Kremlowskie media balansują między uspokajaniem a przekonywaniem, że większość Rosjan nie interesuje się losami rubla na moskiewskiej giełdzie. Anatolij Aksakow, szef komisji ds. rynku finansowego Dumy Państwowej (cytat za: „Moskowskij Komsomolec”), stwierdził wręcz: „Rosja jest u szczytu rozwoju w swojej najnowszej historii. Żyje normalnie i nie widziała takiego postępu od czasów Związku Radzieckiego”. Czyli nie ma powodów do paniki. Jak twierdzą specjaliści z Wyższej Szkoły Ekonomicznej, osłabienie rubla o jedną trzecią doda 1,5–3 pkt proc. do inflacji, która oficjalnie utrzymuje się na poziomie 5–6 proc. w 2023 r., zatem jest znośna dla przeciętnego Rosjanina.

Innym sposobem radzenia sobie z kryzysem jest przypominanie, że sierpień to zwyczajowo niekorzystny miesiąc dla rosyjskiej waluty. Tak jak styczeń, listopad i grudzień – wylicza Michaił Wasiljew, główny analityk Sovcombanku. Wpływa na to niska aktywność biznesu i rosnący popyt na obcą walutę w czasie świąt i wakacji.

Jeszcze inna metoda to... humor. Poczytna „Komsomolska Prawda” drukuje taki żart: „Spotyka się rubel z dolarem. Rubel mówi mu: wyglądasz na stówę”. Jeśli jednak zaklęcia nie pomogą, będzie musiał wkroczyć Kreml. Po puczu Prigożyna rzecznik prezydenta Dmitrij Pieskow tak reagował na wahania kursu rubla: „Naprawdę widzimy, że rubel spada. Ale pamiętajmy, że to się już kilka razy zdarzało i zawsze się odbijał. Doskonale też wiemy, że swoją rolę odgrywają spekulanci, czego i teraz nie można wykluczyć”.

Pozostaje też argument, że tańszy rubel pomoże sfinansować ogromne wydatki wojenne. Chris Weafer, dyrektor generalny firmy konsultingowej Eurasia Macro-Advisory, w rozmowie z „New York Timesem” przekonuje, że władze pozwalają na słabnięcie rubla, bo to mniejsze zło, a nie ma za wielu obszarów, w których rząd mógłby ciąć wydatki bez wpływu na wojsko czy ogólną stabilność społeczną. Rosyjski dziennikarz ekonomiczny Anatolij Nesmijan pisze na Telegramie, że Kreml jest zmuszony przerzucić koszty „specoperacji” na ludność. Cała reszta to już tylko konsekwencje tych działań.

Czytaj także: Agonia rubla

Wygra lodówka albo telewizor

Ale konsekwencji może być więcej, bo rubel załamał się nie tylko wobec dolara i euro (kurs 111 rubli), ale i walut sąsiednich krajów, skąd pochodzi większość migrantów zarobkowych. Według danych FSB od początku roku do Rosji wjechało 1,3 mln obcokrajowców, żeby podjąć tu pracę: 700 tys. osób z Uzbekistanu, 350 tys. z Tadżykistanu i ok. 170 tys. z Kirgistanu. Większość przyjechała tu, kiedy dolar wyceniano na 80 rubli. Czy wobec utraty jednej trzeciej dochodów zdecydują się opuścić Rosję? Całkiem możliwe, jeśli weźmie się pod uwagę, że wiele zachodnich firm przenosi się właśnie do sąsiadów Rosji. Uzbekistan już namawia obywateli do powrotu, bo brakuje ludzi w nowo otwierających się firmach.

Jeśli nawet słabnący rubel nie wywoła exodusu imigrantów zarobkowych, to z pewnością zmniejszy liczbę osób przybywających do pracy w najbliższej przyszłości – przekonuje Siergiej Suwierow, strateg inwestycyjny z Arikapitał.

Tak czy inaczej problemy, które Kreml stworzył, napadając na Ukrainę, będą się piętrzyć. Jeśli nie uda mu się opanować rozchwianej waluty i ustabilizować gospodarki, stanie przed dylematem „lodówki i telewizora”. Co to znaczy? Jeśli ludzie uwierzą, że sytuacja jest pod kontrolą, Rosja może uniknie destabilizacji społecznej, a reżim Putina ustrzeże się kłopotów. Jeśli interwencje wciąż jednak będą nieskuteczne, zwycięży „prawda lodówki”. Rosjanie mogą się pogrążyć we frustracji i poszukać winnych. Kreml ryzykuje eskalacją kryzysu, a jak dowodzi nieodległe doświadczenie, nie wrogi Zachód, lecz fatalne decyzje gospodarcze doprowadziły do upadku ZSRR. Dla Zachodu to też będzie test. Nie można powtórzyć błędów z przełomu lat 80. i 90., kiedy za wszelką cenę ratowano upadające imperium. Dziś trzeba Rosji pozwolić na to piękne samobójstwo.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną