534. dzień wojny. Wagnerowcy wycofują się z Białorusi? I co ma z tym wspólnego zagubiony zapalnik
Najpierw front. Rosyjskie siły kontynuowały natarcie na północny wschód i wschód od Kupiańska. Upór, z jakim prowadzą tę ofensywę, może przynieść im w końcu powodzenie, niestety. Znaleźli kierunek, na którym Ukraińcy są nieco słabsi, bo skoncentrowali się na własnej ofensywie na południu, a to ma – jak wiadomo – kapitalne znaczenie. Dalej, za Oskił, nie mają na razie po co iść. Północna część obwodu ługańskiego to niemal puste obszary z jednym niedużym miastem, które w Polsce nie za dobrze się kojarzy – Starobielsk. Dopiero od Kreminnej i okolic Ługańska zaczyna się uprzemysłowiony teren. Ukraińskie wojska nie chciały rozciągać nadmiernie swoich linii obronnych, zyskując w zamian tereny bez znaczenia: ani militarnego, ani gospodarczego, ani prestiżowego.
Co innego, gdy spojrzymy od rosyjskiej strony. Droga tu prowadzi do ważnego węzła komunikacyjnego w Kupiańsku, Iziumia i dalej do Charkowa. Który jest łakomym kąskiem, choć teraz całkowicie poza zasięgiem Rosjan. Ich uporczywe ataki świadczą jednak o tym, że nie odpuszczają.
Pod Bachmutem, zarówno na północ, jak i południe od niego, atakowali z kolei Ukraińcy, ale bez wyraźnych sukcesów. Rosjanie wzmocnili tu obronę i przeszli do aktywnych działań, kontratakując przy każdej okazji. Od jakiegoś czasu wojna toczy się z udziałem małych pododdziałów przy niewielkim wsparciu; nie ma już dużych związków operacyjnych, które – po potężnym przygotowaniu artyleryjskim i lotniczym – nacierałyby całymi brygadami i pułkami.